wtorek, 29 października 2013

Rozdział 11

          Poczułam lekkie uderzenie w ramię. Ziewnęłam cicho i powoli otworzyłam zaspane oczy, przed którymi stanął obraz czyjejś dłoni. Wyciągnęłam jedną rękę z pod kołdry i podniosłam czyjąś własność ze swojego ramienia, odkładając ją na łóżko. Trochę wystraszona usiadłam i spojrzałam w bok. Obok spał Harry. A, no tak. Już myślałam, że do chłopaków włamał się jakiś zboczeniec. Wszedł do pokoju i zobaczył taką piękną dziewczynę jak ja i od razu zmienił orientację. Brunet leżał z twarzą wtuloną do poduszki, a jego loki rozłożone były po całej głowie, na której oczywiście nie było już mojego arcydzieła, musiał je zdjąć gówniarz. Ciekawe kiedy zabraknie mu powietrza? Pomyślałam w tym samym momencie chłopak podniósł gwałtownie głowę i zrobił głęboki oddech.
     -Udusiłbym się-powiedział spoglądając na mnie-Czemu mnie nie ratowałaś?-zapytał z wyrzutem ciężko dysząc.
     -Oj wybacz panie Styles za zamach na twoje życie.
     -Wybaczam-uśmiechnął się-No to idziemy-wstał z łóżka.
     -Teraz?-spytałam.
     -A kiedy?-przewrócił oczami-Chodź.
     -Ale ja jestem nie ubrana.
     -Dla mnie możesz iść i tak-na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech.
     -Harry-westchnęłam.
     -Dobra, dobra przecież żartowałem. Zaraz ci coś znajdę-wszedł do mojej garderoby.
     -Sama sobie mogę coś znaleźć-pobiegłam za nim.
     -Możesz, ale nie możesz. Dziś ja ci coś wybiorę-powiedział i rzucił w moją stronę ogromny T-shirt.
     -To jest większe ode mnie-rozłożyłam bluzkę przed sobą.
     -Będziesz w niej słodko wyglądać-uśmiechnął się i podał mi jeszcze krótkie kremowe spodenki.
     -No wiesz co?
     -Przecież lubisz chodzić w takich koszulkach. Sama to mówiłaś.
     -Lubię, ale w o kilka rozmiarów mniejszych.
     -To od teraz będziesz chodzić w takich.
     -Tylko dzisiaj-odwróciłam się i weszłam do łazienki.
Włosy związałam w koka i wzięłam prysznic. Taki szybki, pół godzinny. Wytarłam się dokładnie i założyłam rzeczy naszykowane mi przez Harrego. Włosy rozpuściłam i wyczesałam, następnie wsunęłam na nie opaskę. Wyszłam z łazienki. Brunet siedział na moim łóżku z dwoma telefonami w ręku. Swoim byłym, czyli moim i swoim teraźniejszym.
     -Co robisz z moim telefonem?-wyrwałam mu go z ręki.
     -Tłumaczę twoje SMS-y z moim udziałem. Daj mi dokończyć. Została tylko mniejsza połowa-wyciągnął rękę w moją stronę.
     -Nie!-krzyknęłam i schowałam telefon za plecy.
     -Dlaczego mi nie powiedziałaś, że spotykasz się z tym Nathanem-ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem.
     -A co czego potrzebna ci ta informacja?
     -No, mieszkasz tu, a spotykasz się z naszym wrogiem i idziesz ze mną na randkę-uśmiechnął się zawadiacko.
     -Wcale nie idę z tobą na randkę!-krzyknęłam-Gdzie ty to w ogule wyczytałeś?
     -No w twoich SMS-ach.
     -Ja nic nie pisałam, że idę z tobą na randkę.
     -No może ujęłaś to trochę inaczej-przekręcił głowę.
     -Zupełnie inaczej.
     -Już nieważne. Idziemy?-spytał-Zaczekaj momencik-podszedł do mnie i złapał za za długą bluzkę, a następnie na środku zrobił pęceł-No to idziemy?
     -Pewnie.
Wyszliśmy z naszego apartamentu i zjechaliśmy na dół. Jak na kulturalnego człowieka przystało, przywitałam się z  personelem. Wyszliśmy przed hotel. Pan od taksówek zamówił nam jedną. Wsiedliśmy i ruszyliśmy.
     -Gdzie dzisiaj jedziemy?-spytałam chłopaka.
     -Niespodzianka-uśmiechnął się.
     -Ale nie nad morze?-upewniłam się.
     -Niestety, ale nie. To coś lepszego.
     -Już się boję.
     -Nie ma czego.
     -Mam nadzieję.
Po półgodzinnej jeździe taksówka zatrzymała się przed dużym zielonym budynkiem.
     -Gdzie my jesteśmy?-spytałam wysiadając.
     -Zaraz się dowiesz-chłopak zapłacił taksówkarzowi i dołączył do mnie-No to idziemy.
Weszliśmy do budynku. Moim oczom od razu ukazało się mnóstwo różnorakich rowerów.
     -Rowery?-spytałam spoglądając na niego.
     -Nie podoba ci się ten pomysł?-spytał lekko smutniejąc.
     -Kocham rowery!-krzyknęłam. Jak ja dawno na nich nie jeździłam. Westchnęłam.
     -Super.
Harry załatwił coś u ekspedienta, następnie ten wypożyczył nam dwa rowery. od razu jak wyszliśmy z budynku wsiadłam na mój pojazd i ruszyłam przodem.
     -Rusz się Harry!-zawołałam jeszcze do bruneta.
     -Ej. Zaczekaj!-krzyknął i ruszył za mną.
Jeździliśmy tak kilka godzin, było naprawdę fajnie. Dojechaliśmy w piękne miejsce. Widok zapierał dech w piersiach. Jechaliśmy wykładanym kostką chodnikiem. Po bokach były kolumny oplątane zieleniącymi się liśćmi, a nad nami marmurowy dach. Za ścieżką znajdował się ogromy park, wypełniony różnorodnymi odmianami kwiatów i oczywiście drzew. To miejsce było zjawiskowe. Na pewno jeszcze kiedyś tu przyjadę. Jechaliśmy z Harrym w milczeniu, oglądając ósmy cud świata.
     -Ale tu pięknie-westchnęłam.
     -Jak wszędzie gdzie ja kogoś zabieram-powiedział wywyższonym głosem brunet.
     -Nie przechwalaj się tak-posłałam mu złowrogie spojrzenie-Może odpoczniemy trochę?-zapropnonwałam.
     -Pewnie, nogi to mi zaraz z tyłka wylecą.
Stanęliśmy i zeszliśmy z rowerów, które postawiliśmy obok wielkiego dęba. Harry usiadł na ziemi, a ja położyłam się obok, wkładając ręce pod głowę. Spojrzałam w niebo, po którym wolno płynęły śnieżnobiałe obłoki. Jedna z nich przypominała mi miseczkę pełną lodów.
     -Głodna jestem-pożaliłam się chłopakowi.
     -Czekaj, powinienem gdzieś...-zaczął sobie grzebać po kieszeniach-Jest!-krzyknął i wyjął Twixa. Podniosłam się i zabrałam mu go z dłoni.
     -Ej. Ja też jestem głodny.
     -To nie fair-założyłam ręce na piersi.
     -To że jestem głodny?-zaśmiał się.
     -Tak. Bo muszę się z tobą dzielić.
     -Nie zapominaj, że to mój baton.
     -Ale mi go dałeś.
     -To chcesz żebym umarł z głodu?
     -Masz-otworzyłam batona i wyjęłam jednego, a drugiego podałam chłopakowi.
Zjadłam i ponownie położyłam się na ziemi w tej samej pozycji co poprzednio. Zamknęłam oczy.  Lekki wiaterek owiewał moją twarz. Po kilku minutach błogiego odpoczynku usłyszałam dźwięk flesza. Otworzyłam oczy.
     -Co to było?-spytałam Harrego, który leżał obok.
     -Co?-spytał zdziwiony.
     -Ten dźwięk.
Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na jakimś facecie, który stał w krzakach i robił nam zdjęcia. Zamknęłam oczy, bo oślepiło mnie światło z aparatu.
     -Znowu oni. Nie mogą dać człowiekowi chwili spokoju-wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę-Chodź musimy już iść, bo inaczej nie da nam spokoju.
Chwyciłam jego dłoń i wstałam. Nagle naszych uszu dobiegły głośne piski.
     -A! Harry! Kocham cię! Harry!
     -I jeszcze one-chłopak spojrzał w kierunku hałasu. Z tamtej strony wprost na nas biegł tłum fanek-Szybko!
Pomachał im tylko krótko i chwycił mnie za dłoń, ciągnąc w stronę rowerów. Szybko na nie wsiedliśmy i ruszyliśmy z powrotem. Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy do miejsca, z którego wyruszyliśmy i oddaliśmy rowery.
     -No to teraz idziemy jeść-zatarłam ręce.
     -Dużo jeść-poprawił mnie Harry.
Weszliśmy do pobliskiej pizzerii i zamówiliśmy dużą pizzę. Po około trzydziestu minutach była gotowa. Wzięliśmy karton z jedzeniem, dwie duże kole z lodem i wyszliśmy. Harry zaprowadził nas w jakiś zaułek. Usiedliśmy na murku i zaczęliśmy jeść pizzę. Około siedemnastej postanowiliśmy wracać do hotelu. Harry podobno znał drogę, więc poszliśmy pieszo, ale powiem wam najświętszą z prawd ,, Nie ufaj Harremu! Nieeee ufaj Harremu! " po godzinie spaceru dotarliśmy w mniej znane Harremu miejsce, a tym bardziej mi. Następne pół godziny staraliśmy się wrócić tam z kont przyszliśmy,ale tylko zgubiliśmy się jeszcze bardziej. Postanowiliśmy spytać kogoś o drogę. Po czterech nieudanych próbach zrezygnowaliśmy. Zmęczona już usiadłam na schodkach jednego ze sklepów i głośno westchnęłam. Harry oparł się o ścianę obok.
     -Bella-usłyszałam krzyk. Odwróciłam się w jego stronę, w moim kierunku biegła Ola, a za nią Daria, Magda, Patrycja, Aneta, Gaba, Wika i Wiola.
     -Co wy tu robicie-spytałam wstając.
     -Przyszłyśmy na za...a...a...-zaczęła się jąkać jak zobaczyła Harrego-H...Harry!
     -Cześć-pomachał im.
     -Aaa!-zaczęły krzyczeć i rzuciły się na chłopaka prosząc o autografy i zdjęcia.
Harry zaśmiał się pod nosem. Z czego on się śmieje? Przecież one go zmiażdżą.
     -Dziewczyny-upomniałam je. Nie zadziałało-Dziewczyny!-krzyknęłam. Spojrzały na mnie-Uspokójcie się, albo zabieram Harrego-pogroziłam.
     -Bella nie narzekaj, przecież on jest wielką gwiazdą!-krzyknęła Magda.
     -Powtórzę słowa Nialla ,, Gwiazdy to są na niebie i wcale nie są takie wielkie"
     -Serio Niall to powiedział!-krzyczały jedna przez drugą.
     -Ale teraz to Harry was zapamięta jako szurnięte wariatki.
     -Niech tylko spróbuje-powiedziała Gaba.
     -Nie żartuj sobie Bella i chodź zrobić sobie ze mną zdjęcie, w końcu super gwieździe się nie odmawia-uśmiechnął się chłopak.
     -A jak nie chcę?-skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
     -Ale ja chcę-powiedział Harry.
Wyjął telefon z kieszeni stanął za mną, położył głowę na moim ramieniu i cyknął nam fotkę.
     -No i mam zdjęcie na piękną tapetę-skwitował oglądając fotografię.
     -Masz je usunąć!-krzyknęłam do niego.
     -Bella-upomniałam mnie Patrycja-Jak ty się odzywasz do Harrego?
     -Gdybyś ty słyszała jak ona odzywa się do Louisa, to by ci szczęka opadła-za co zmierzyłam go zabójczym wzrokiem.
     -Isabell czy to prawda!?-spytała Wiola groźnie.
     -No... tak, ale to zawsze Louis zaczyna-broniłam się.
     -Jak wrócisz do hotelu to masz go przeprosić-rozkazała Wika, a reszta poparła ją skinieniem głowy.
     -W życiu! To on niech mnie przeprasza.
     -Dobra dziewczyny to robimy to zdjęcie, bo trochę nam się z Bellą śpieszy-powiedział Harry. Właśnie śpieszy nam się do hotelu, bo ten dzieciuch zgubił drogę. Stanęłam pod ścianą i mamrotałam różne rzeczy pod nosem, kiedy oni robili sobie zdjęcia i brały dziewczyny od niego autografy. Zaraz przecież dziewczyny mieszkają obok naszego hotelu to mogą nas zaprowadzić.
     -Hej-przerwałam im-Idziecie już do hotelu?-spytałam następnie.
     -Tak, a co?-zdziwiła się Daria.
     -Moglibyście pokazać nam drogę, bo ten oto wyśmienity GPS zawiódł-wskazałam na Harrego, który zaśmiał się nerwowo.
     -Pewnie chodźcie-zawołała Ola.
Po prawie godzinnym marszu nareszcie dotarliśmy na miejsce. Pożegnaliśmy się z dziewczynami i razem z Harrym weszliśmy do naszego hotelu. Winda zawiozła nas na górę. Weszliśmy do apartamentu. Nareszcie. Rzuciłam się na kanapę i poczułam śliczny zapach kanapek. Otworzyłam oczy, którym ukazał się jeden z piękniejszych widoków, czyli talerz pełen kanapek. Podniosłam się i już miałam wziąć pierwszą, kiedy usłyszałam znienawidzony przeze mnie w tym momencie głos
Louisa.
     -Nie ruszać moich kanapek!-ale on ma wyczucie czasu.
     -Louis ja umieram z głodu-jęknęłam-Mogę jedną?
     -Po moim trupie-warknął.
     -Po twoim trupie to one będą już dawno spleśniałe, przecież tacy skąpcy żyją najdłużej. Oni wszystkich przeżyją-mruknęłam.
     -Wszystko słyszałem-krzyknął.
W tym momencie Harry runął na kanapę obok mnie i bez żadnej zapowiedzi chwycił talerzyk wsadził do buzi jedną z kanapek.
     -A dlaczego Harry może?-spytałam.
     -Harry odłóż tą kanapkę!-Louis wparował do salonu i wyrwał brunetowi talerzyk z rąk.
     -Ej. Oddaj mi-oburzył się.
     -Zrób sobie.
     -Nie chce mi się. Zrób mi.
     -Śmieszne. Bozia rączek nie dała?-brunet spojrzał na swoje ręce, a następnie schował za siebie.
     -Nie-uśmiechnął się.
     -Już nie wymyślaj Harry.
     -Bella zrób mi-poprosił spoglądając na mnie.
     -A co za to dostanę?-spytałam.
     -Wszystko co tylko zechcesz.
     -Ale co dokładnie?-dopytywałam.
     -Dam ci 10 euro.
     -OK-wstałam z kanapy i weszłam do kuchni.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam szynkę, masło. Zamknęłam. Wzięłam dwie kromki chleba i położyłam do na blacie, posmarowałam masłem i położyłam szynkę, następnie złączyłam je. Wzięłam masło i szynkę, ponownie otworzyłam lodówkę i wsadziłam rzeczy wyjmując litrowy prawie pełny sok pomarańczowy. Otworzyłam i za jednym zamachem wypiłam cały. Zamknęłam karton i wsadziłam do lodówki zamknęłam. Wzięłam kanapkę i wróciłam do salonu, gzie rozsiadła się już cała piątka.
     -Nareszcie-powiedział Harry i wręczył mi banknot.
     -Dzięki-wzięłam go i wsadziłam do kieszeni spodenek, następnie ugryzłam kanapkę.
     -Ej. Ona miała być dla mnie-powiedział.
     -Przecież sam powiedziałeś, że mam ci tylko ją zrobić, o jedzeniu nic nie wspomniałeś-powiedziałam robiąc następny kęs.
     -Ale jesteś!-powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową.
     -Dobra koniec-powiedział nagle Liam-Bella usiądź musimy o czymś porozmawiać-powiedział poważnym tonem. O co może chodzić? Usiadłam obok Nialla i słuchałam dalej-A więc tak jak już wiecie jutro mamy wywiad i...-nie dokończył, ponieważ mu przerwałam.
     -Jaki wywiad? Dlaczego ja nic nie wiem? I po co ci ja do tego?-zalałam go pytaniami.
     -Harry miałeś jej powiedzieć-Liam spojrzał na niego złowrogim wzrokiem.
     -Zapomniałem-uśmiechnął się nerwowo chłopak.
     -Na tobie to można polegać-westchnął krótkowłosy-Bello jutro mamy wywiad w którym będziemy wypowiadać się na temat tego konkursu, który wygrałaś i ty też będziesz w nim uczestniczyć-powiedział.
     -Co? Ja?-spojrzałam na niego wielkimi oczami.
     -Tak i właśnie w tej sprawie was tu zebrałem-chłopak wziął do ręki kilka kartek papieru, a następnie dał nam po kilka-To jest scenariusz jutrzejszego wywiadu.
     -Scenariusz? Przecież to głupie-powiedziałam.
     -Tak zarządził prowadzący, a nasz menadżer musiał się zgodzić-powiedział, a wszyscy zaczęliśmy przeglądać kartki-Na jutro macie to wszystko umieć. Każdy swoją kwestię.
     -Co?-jęknęłam-A o której mamy ten wywiad?
     -O trzynastej.
     -A jak ktoś się nagle rozchoruje to będzie mógł nie iść-spytał Niall z nadzieją w głosie.
     -Będzie musiał iść, choćby miał pozarażać wszystkich w studiu.
     -Oj-westchnęłam-Dobra to już koniec?
     -Tak-odpowiedział Liam.
     -To dobranoc-powiedziałam i wstałam z kanapy znikając za drzwiami mojego pokoju.
Ostatnio chodziłam bardzo wcześnie spać. Ale co na to poradzić, że jestem strasznie zmęczona. Odłożyłam kartki na stolik nocny i wzięłam do ręki telefon miałam trzy nieodebrane połączeni, pięć SMS-ów od Nathana. Pytał czy wszystko w porządki i dlaczego ni odpisuję na jego SMS-y. Napisałam mu, że wszystko OK i wytłumaczyłam, że miałam bardzo zabiegany dzień i jeszcze to zgubienie się w mieście. Zrobiłam jeszcze szczegółowe streszczenie dnia i wysłałam je do Nikol. Na koniec postanowiłam, chyba pierwszy raz odkąd jestem w Londynie zadzwonić do Filipa. Rozmawialiśmy prawie godzinę, opowiedziałam mu o wszystkim co się zdarzyło, a on opowiadał co u niego. Mówił, że się stęsknił, i że strasznie cicho w domu beze mnie. Po długiej rozmowie postanowiłam odwiedzić dawno nie odwiedzane przeze mnie strony internetowe takie jak: facebook, twitter, poczta. Wyjęłam z mojej torby tableta i uruchomiłam. Najpierw weszłam na facebooka. Miałam mnóstwo zaproszeń od nie znanych mi ludzi, to samo było na twiterze w ciągu ostatniego tygodnia dorobiłam się o kilka tysięcy więcej obserwatorów. Na końcu odwiedziłam pocztę. Na szczęście tam było tylko sześć wiadomości. Moją uwagę przykuła jedna z nich. Otworzyłam okno i moim oczom ukazała się fatalna scena z przedwczorajszej imprezy. Zdjęcie pokazywało jak całuję się z Louisem a na samym dole była napisana data. Kto mógł je zrobić? Przecież nikogo tam nie było. Pod zdjęciem było napisane.
      ,, Jeśli nie chcesz żeby to zdjęcie ujrzało światło dzienne masz naszykować ciekawy artykuł o chłopakach, o czymś czego nikt nie wie. Inaczej sam napiszę artykuł a tobie i Louisie"
Co za głupi koleś to napisał. Ja mam mu napisać coś kompromitującego o chłopakach. Nie doczekanie jego. Ale jeśli każdy dowie się o tym? Przecież zniszczę jego związek? Tu mi jakoś nie szkoda. Szczególnie Eleonor. Ale w gazetach będą pisać tylko o jego zdradzie. I tyle osób pewnie mnie znienawidzi. Muszę coś z tym zrobić. Może znajdę jakiś śmieszny temat. Tak! W ich życiu na pewno znajdzie się coś śmiesznego. Ziewnęłam głośno. Ale tym to zajmę się już jutro. Dziś jestem na to za zmęczona. Spojrzałam na zegarek. 22.34 Nieźle. Długo mi na tym zeszło, a jutro mam się jeszcze rano nauczyć tego scenariusz. Zgasiłam tableta i odłożyłam na szafkę nocną. W telefonie ustawiłam budzik na siódmą rano, przebrałam się w piżamę i wślizgnęłam pod kołdrę. Po kilku minutach już smacznie spałam.

~~**~~

Cześć!

Opowiem wam dzisiejszą historię z polskiego. A więc zaczynam.
Kiedy zaczynałam pisać mojego bloga to prolog powstał na lekcji polskiego z tyłu mojego zeszyło. Pani tak przynudzała, że gdybym tego słuchał jeszcze przynajmniej przez minutę i z mojego mózgu pozostała by tylko woda. A tamtego dnia na dodatek mieliśmy jeszcze dwie długie godziny. Więc zaczęłam pisać. I dzięki mojej polonistce powstał właśnie ten blog. Trzeba być jej wdzięcznym. Ale to jest niemożliwe.
Przejdźmy do rzeczy, a więc ostatnio pisaliśmy wypracowanie. Opisać siebie i stworzyć swoją wymarzoną wycieczkę. Na początku coś tam bazgrałam w zeszycie, ale nie mogłam nic wymyślić, więc sobie odpuściła. Resztę lekcji przesiedziałam w ławce, nudząc się. Panie zebrała zeszyty i miała oddać następnego dnia. Czyli dziś. 
Akurat dziś jest ten sam dzień w którym powstał prolog do mojego opowiadania. I niestety dwa polskie. Weszliśmy do klasy i pani zaczęła rozdawać nam te zeszyty. Spodziewałam się kolejnej pały więc nie miałam zbyt dobrego nastroju. Kiedy wszyscy oprócz mnie dostali już swoją własność. Nauczycielka zaczęła coś tam mówić i mojej pracy, że jej się bardzo spodobała, i że cieszy się że ją w niej umieściłam. Dodam jeszcze, że nasza wychowawczyni i polonistka i jedna i ta sama osoba. Na koniec przeczytała moją pracę na głos. Okazało się, że sprawdziła mojego prologa a nie te wypociny w środku zeszytu. Chłopaki jak tylko usłyszeli One Direction zaczęli się śmiać, ale dziewczyny były normalnie urzeczone ty że mieli ich spotkać na tej wycieczce. Jak ona to przeczytała to normalnie miałam ochotę urwać jej łeb. Jak tak można czytać cudzą pracę na głos, ale przynajmniej dostałam pierwszą piątkę od kilku lat z polskiego. Jeden plus.
                                                                   Pozdrawiam!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz