poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 6

          Rano obudziłam się o dziewiątej. Reszta chyba jeszcze spała, bo było bardzo cicho. Wstałam i ruszyłam do kuchni. Akurat wychodziła z niej Eleonor. Spojrzała na mnie spode łba.
     -Chodź no. Mam ci coś do powiedzenia-powiedziała i wyciągnęła mnie na zewnątrz-Wara od Louisa. Rozumiesz?
     -Co!?-krzyknęłam na nią.
     -Masz się od niego trzymać z daleka.
     -O co ci chodzi?-spytałam ponownie.
     -Aleś ty jesteś tępa-westchnęła-On nie jest dla ciebie.
     -Dla mnie?-prychnęłam-Ja go nawet nie lubię.
     -Właśnie wczoraj widziałam.
     -Odwal się ode mnie kobieto. Chyba reszta ma racje, że lecisz tylko na jego kasę.
     -A co ci do tego smarkulo?
     -Czyli tak. Ale ty jesteś głupia. Masz chłopaka, który cię kocha i tak go wykorzystujesz. Bądź pewna, że to kiedyś wyjdzie na jaw. I nie wydzieraj się na mnie, bo on mnie nie interesuje. Mam innego na oku-weszłam do środka.
Nathan! Zupełnie o nim zapomniałam. Gdzie mój telefon? Oj tam. Później do niego napiszę. Weszłam do kuchni, ponieważ byłam strasznie głodna. Na stole stał talerz z kanapkami. Usiadłam nad nim i zaczęłam jeść. Chyba ten ktoś się nie pogniewa, że sobie kilka zjem. No dobra, że sobie zjem wszystkie.
     -Ej. Moje kanapki!-usłyszałam głos Louisa-Wiesz ile je robiłem?
     -Nie-odpowiedziałam na jego pytanie.
     -Oddawaj-wyrwał mi kanapkę  z rąk z miną oburzonego dziecka i wsadził do buzi.
     -Ej. Ja to jadłam-warknęłam na niego.
     -Właśnie. Jadłaś-podniósł palec do góry.
     -Proszę-zrobiłam smutną minkę.
     -Wow-wytrzeszczył oczy.
     -No co?-powróciłam do poprzedniej.
     -Normalnie wyglądasz jak pies Liama, kiedy musi wyjść za potrzebą-uśmiechnął się.
     -No weź, daj mi.
     -Zrób se-wziął się za jedzenie następnej.
     -No proszę-złożyłam ręce przed sobą-Bo umrę z głodu. I co wtedy zrobisz?
     -Zakopię cię, a pózniej żeżlą cię lobaki. Takie oglomne-zaczął seplenić i pokazywać rękami ich wielkość.
     -Lou-spojrzałam na niego prosząco-proszę.
     -Oj. No dobra-zmiękł. Czyżby od tego ,,Lou". Muszę tego używać częściej-Tylko nie zjedz mi wszystkiego.
     -Dziękuję-rzuciłam się na niego przez stół. Nie wiem dlaczego. Dzisiaj był jakiś inny. Był sobą. Mógłby być taki cały czas-Uratowałeś mnie od śmierci głodowej.
     -Dobra, dobra, to że daję ci kanapki, to nie znaczy, że zacząłem cię lubić-odsunęłam się od niego.
     -Nie szkodzi. Ważne, że mam co jeść-wzięłam kanapkę i zaczęłam szybko jeść. Jeszcze się rozmyśli. On tylko zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego.
     -Z czego się śmiejesz?-spytałam z pełną buzią.
     -Nie bój się, nie zabiorę ci ich.
     -Przecież wiem-prychnęłam na niego.
     -Bo ci nosem wyjdzie-wstał od stołu i wyszedł.
     -Bo ci nosem wyjdzie-powtórzyłam kręcąc głową.
Zjadłam śniadanie i poszłam do swojego pokoju. Wyjrzałam przez okno. Pogoda dla mnie była idealna. Na niebie widniało kilka chmurek, zza których gdzieniegdzie wychodziło słońce. Padał lekki deszczyk i wiał wiatr. Postanowiłam jak zwykle pozwiedzać miasto. Weszłam do garderoby i rozejrzałam się po niej. Postanowiłam założyć leginsy w panterkę, bokserkę w kolorze kapuczino i czerwono-czarnę koszulę w kratkę. Na nogi wsunęłam jedne z balerin, a na ramiona zarzuciłam płaszczyk z kapturem. Włosy związałam w koński kok, a na oczy założyłam okulary przeciwsłoneczne. Wzięłam jeszcze moją torbę i wyszłam z pokoju. Reszta chyba nadal spała. A Louis i Eleonor wyszli zostawiając kartkę na stole.
     ,, Wychodzimy. Lou i Els. "
Chciałam dziś pobyć sama, więc dopisałam.
     ,, I ja. Czyli Bella też wychodzę. Nie martwcie się. "
Opuściłam pomieszczenie. Zjechałam windą na dół i jak zwykle przywitałam się z personelem. Na schodach spotkałam mojego ulubionego pana od taksówek.
     -Taksówka dal panienki?-uśmiechnął się do mnie.
     -Nie dziękuję. Dziś się przejdę-odwzajemniłam gest.
     -W porządku. Miłego dnia-pomachał mi.
     -Nawzajem-ruszyłam przed siebie, podziwiając panoramę miasta.
Spacerowałam już kilka godzin. Była czternasta. Zgłodniałam, więc postanowiłam wejść do jednej z kawiarenek. Ku mojemu zdziwieniu w środku siedział Nathan z jakimś łysym chłopakiem. Muszę wam się przyznać,że nienawidzę chłopaków o krótko ściętych włosach. No tylko niektórych.
     -Nathan to ta twoje laska-spytał tamten.
     -Zamknij się-szturchnął go-Cześć Bella!-zawołał.
     -Hej Nathan-przywitałam się podchodząc do ich stolika-Kim jest twój kolega?
     -Max to jest Bella. Bella, Max-przedstawił nas sobie.
     -Miło mi-uścisnął moją dłoń.
     -Mi również-odwzajemniłam gest i usiadłam obok.
     -Dzwoniłem wczoraj. Czemu nie odbierasz?-powiedział nagle brunet.
     -Wybacz, ale od wczoraj nie mogę znaleźć mojego telefonu. Chyba Harry mi go schował-w sumie to nawet go nie szykałam.
     -Aha. Rozumiem-uśmiechnął się-Zamówić ci coś?
     -Pewnie. Umieram z głodu-pogłaskałam się po brzuchu.
Chłopaki zaczęli się śmiać. Zamówiłam sobie Big-Maca i frytki, a chłopaki dojedli swoje posiłki. Po godzinnej rozmowie, musieli się już zbierać, więc pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w swoich kierunkach. Postanowiłam pójść do parku. Zaczął padać deszcz, więc zarzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam przed siebie. Kiedy przechodziłam obok altany, usłyszałam dźwięk gitary i czyjś śpiew. Na altance po drugiej stronie siedziała dziewczyna w moim wieku, a naokoło niej stali ludzie. Miał falowane włosy sięgające jej do ramion. Siedziała tyłem, więc nie widziałam jej twarzy, ale śpiewała pięknie. Wsłuchałam się w słowa piosenki. Jej głos był taki czysty. Nie wiem kiedy też zaczęłam śpiewać. W pewnym momencie dziewczyna tylko grała,a ja śpiewałam. To był wyśmienity momęt. Pierwszy raz śpiewałam przed publicznością. Kiedy skończyłam ludzie zaczęli bić brawa. Byłam trochę speszona. Nagle blondynka podeszła do mnie.
     -Zaśpiewasz ze mną?-spytała.
     -Ale...-zająkałam się.
     -Żadne ale, masz piękny głos..
     -Ale ja jeszcze nigdy nie śpiewałam.
     -Zaczynamy-zaczęła grać na gitarze. Ludzie zaczęli nas zachęcać, więc zaśpiewałyśmy jeszcze kilka utworów. Nie było aż tak żel. Ja też grałam na gitarze. Jak ja to kocham. Po dwóch godzinach grania, wymieniliśmy się numerami i pożegnałyśmy. Umówiłyśmy się na jutro w tym samym miejscu. W hotelu byłam po osiemnastej. Wjechałam windą na górę i weszłam do pokoju. Na kanapach przed telewizorem siedzieli Niall i Harry, a reszty nie było.
     -Hej, a gdzie reszta?-spytałam.
     -Siemka. Wyszli gdzieś ze swoimi dziewczynami-odpowiedział mi Harry.
     -Aha-usiadłam obok nich-Co oglądanie?
     -Nic-powiedział Niall przciągliwie.
     -Jest coś do jedzenia?-spytałam.
     -W kuchni powinna być jeszcze pizza. Jak Niall jej nie zjadł-Harry spojrzał na blondyna, a ten zaśmiał się nerwowo.
     -No co. Głodny byłem-zaczął się tłumaczyć.
     -Ty zawsze jesteś głodny.
     -Możemy zamówić jeszcze-uśmiechnął się.
     -Właśnie-poparłam go-A właśnie. Harrry gdzie jest mój telefon? Nie widziałam go odkąd wczoraj pojechaliśmy nad morze.
     -Momencik-pogrzebał rękom w kieszeni z której po chwili wyjął telefon. Ale nie mój-Przepraszam. Wczoraj wpadł mi do wody i się zepsuł. Masz mój, kartę już ci przeniosłem.
     -No wiesz co? Mogłeś mi powiedzieć o tym wczoraj-wzięłam telefon z jego ręki.
     -Oj, przepraszam.
     -Nie szkodzi-uśmiechnęłam się do niego.
     - To co? Zamawiamy tą pizzę-wtrącił się Niall. Zaczęliśmy się z niego śmiać. Po pół godzinie nasza kolacja przyjechała. Zjadłam i poszłam do swojego pokoju, bo byłam bardzo zmęczona. Nie wyspałam się dziś. Przebrałam się w piżamę i usnęłam.

2 komentarze:

  1. Kiedy będzie następny rozdzaił? Czekamz niecierpliwościa. A wgl to piszesz bardzo ciekawe i piękne opowiadania rozdzialy są meegaa. Dziękuję ze jesteś. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług i dziękuję, że czytasz mojego bloga.
      Pozdrawiam

      Usuń