poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 26

     -Czy w tym domu nie ma chwili spokoju-jęknęłam leniwie zwlekając się z łóżka.
Podeszłam do drzwi i gwałtownie otworzyłam je on oścież, żeby uciszyć głośne walenie w nie.
     -Witaj kochanie-Louis dał mi szybkiego buziaka i wpakował się do pokoju, siadając na łóżku. Przynajmniej jednego się nauczył, że przed wejściem należy pukać.
     -Widzę, że zgłosiłeś się w końcu po rozsądek?-powiedziałam siadając obok niego.
     -Co?-spytał zaskoczony.
     -Brawo! Nauczyłeś się pukać-klasnęłam z małym entuzjazmem w dłonie.
     -A nie-machnął ręką-Wszedłem jakieś piętnaście minut temu tu, ale za nic nie mogłem cię obudzić, więc zacząłem walić w drzwi-wzruszył ramionami. Wiedziałam, że to nie mogła być prawda.
     -A więc jaki masz do mnie interes?-spytałam podnosząc się z łóżka.
     -A czy muszę mieć jakiś interes żeby odwiedzić swoją dziewczynę?-spytał niewinnie.
     -Z samego rana?-spojrzałam na niego podnosząc do góry znacząco brew.
     -Stęskniłem się-uśmiechnął się.
     -Dobra dawaj-jęknęłam.
     -Pojedziesz za mnie do sklepu?-poprosił słodko.
     -Po co o tej porze do sklepu?-spytałam zdziwiona.
     -No bo Harry ma robić to śniadanie i nie ma z czego.
     -No to niech on jedzie.
     -Ale on się upiera, że miał je tylko zrobić, a nie zasuwać po zakupy.
     -I ty dobrodynca zgodziłeś pojechać się za niego?-spojrzałam na niego kontem oka.
     -A skąd-zrobił dziwną minę-Zmusili mnie-dodał srogim głosem.
     -No to miłej podróży-weszłam do łazienki.
     -Co!?-krzyknął za mną-Ale miałaś mi pomóc-zaczął jęczeć idąc za mną do łazienki.
     -Ja?-spytałam zdziwiona.
     -No weź, nie chce mi się jechać samemu.
     -To zabierz ze sobą Niall, on na pewno się zgodzi-zaśmiałam się.
     -Nie chcę jego tylko ciebie.
     -Ale mi się nie chce. Jest za wcześnie.
     -Proszę-zrobił słodką minkę. Westchnęłam.
     -No dobra-spuściłam głowę ze zrezygnowaniem-A teraz łaskawie opuść mój pokój-wypchnęłam go z niego nie czekając na odpowiedź.
Naszykowałam sobie granatową bluzkę i kremowe spodenki. Weszłam do łazienki i szybko się przebrałam. Włosy związałam w koka i na bosaka wyszłam z pokoju. Louis czekał już na mnie w salonie.
     -No nareszcie-podszedł do mnie-Jedziemy?
     -Nie, jeszcze nie-pstryknęłam go w czoło-Muszę jeszcze coś zjeść.
     -Co? Przecież jedziemy po składniki na śniadanie.
     -Ale ja nie wytrzymam, aż do śniadania.
     -Dobra, dobra ale szybko.
Dałam mu buziaka i weszłam do kuchni, gdzie siedział znudzony Harry i pałaszujący coś Niall.
     -Co jesz?-spytałam zaglądając mu prze ramię.
     -Przed śniadanie-powiedział z pełną buzią.
     -Też chcę-jęknęłam.
     -Nie ma-powiedział.
     -Ej, podziel się ze mną.
     -Już skończyłem-uśmiechnął się biorąc ostatni kęs kanapki.
     -Ty zdrajco. Jak mogłeś?
     -Wytrzymasz. Harry zaraz zrobi nam śniadanie-wyszczerzył się patrząc na niego.
     -Ta zrobię wam-prychnął.
     -Ale za ile to będzie.
     -Jak Louis wróci z zakupów-odpowiedział brunet.
     -O właśnie gdzie on jest?-spytał blondyn-Musi zabrać mnie ze sobą do monopolowego. Też muszę zrobić zakupy-pogłębił swój uśmiech.
     -Co?! I ja musiałam wstawać o tej porze żeby z nim jechać-jęknęłam-Mogliście jechać sami. Ae oczywiście jemu to nie pasowało.
     -Dobra nie marudź mi tu już-brunet oparł głowę na dłoniach-W lodówce masz moje jogurty weż je sobie i jedźcie w końcu na te zakupy.
     -Dzięki Harry-powiedziałam od razu zmieniając humor.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam dwa z jego zapasów. Czekoladowy i wiśniowy. Wzięłam łyżeczkę i otworzyłam jeden. Zjadłam i wzięła się za następny. W tym momencie do kuchni wszedł Louis.
     -Długo jeszcze?-spytał.
     -Już kończę-wyrzuciłam puste opakowania do kosza, a łyżeczkę wrzuciłam do zlewu-Możemy jechać. Ruszaj Niall-klepnęłam go w ramie.
     -Co? One też z nami jedzie?
     -No-uśmiechnął się.
     -Chodźcie-pogoniłam ich zakładając buty.
Wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do zamówionej przez pana od taksówek taksówki. Usiadłam z przodu, co nie spodobało się chłopakom, ale grzecznie usiedli z tyłu. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wyszliśmy i zapłaciliśmy kierowcy za kurs udając się do sklepu. Louis wziął wózek i pewnym krokiem z Niallem weszli do środka. Żeby aby nie zaczęli się wydurniać. Modliłam się w duchu. Jak na razie było całkiem, całkiem. Szatyn prowadził wózek, ale po piędziesięciu metrach znudziło mu się i oddał go Niallowi co było wielkim błędem. Chłopak rozpędził się i stanął na nim pędząc przed siebie. O matko na co ja się zgodziłam. W ostatniej chwili wyhamował przed jedną z półek. Louis podbiegł do niego i też chciał spróbować. Westchnęła głośno i pokręciłam ze zdezorientowaniem głową. Wróciłam do wejścia i wzięłam inny wózek. Następnie po cichu, żeby ci idioci mnie nie zauważyli weszłam do jednej alejki i zaczęłam robić swoje zakupy. Na początku kupiłam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia gofrów. Następnie udałam się na dział ze słodyczami. Odszukałam wzrokiem bitą śmietanę i wzięłam jedno opakowanie. Popatrzyłam na nie przez chwilę i sięgnęłam po dwa następne. Trzy opakowania czekolad i mnóstwo owoców, cukierków, czipsów i tak dalej. Po około godzinie zakupów wróciłam do kasy. Ci idioci nadal bawili się wózkiem, nie wózkami trzema czy czterema. Skąd oni je wytrzasnęli. Podeszłam do niech.
     -O Bella?-uśmiechnął się Louis-Już zrobiłaś zakupy?
     -A co mi kupiłaś!?-krzyknął Niall, podbiegając do pełnego koszyka-O! To co lubię!
     -No to możemy wracać.
Wzięli zakupy i ruszyli do kasy. Stałam tak na swoim miejscu i patrzyłam na nich.
     -A posprzątać po sobie to nie łaska!?-krzyknęłam za nimi.
     -Ale co?!-odkrzyknęli z szerokimi uśmiechami na ustach.
Obejrzałam się za siebie i ku mojemu zdziwienie wózków nie było. Rozpłynęła się w powietrzu? Zresztą nieważne. Podbiegłam do nich. Zapłaciliśmy za zakupy i wyszliśmy na zewnątrz. Zadzwoniłam po taksówkę i po chwili chłopaki pakowali rzeczy do bagażnika. Ponownie usiadłam z przodu. I tym razem zaczęli jęczeć, że ja już siedziałam i teraz jest ich kolej. Normalnie jak dzieci. Jednak nie zmieniłam miejsca. Z oburzonymi minami zajęli swoje poprzednie siedzenia. Kilka minut i byliśmy pod hotelem. Wypakowaliśmy zakupy i wjechaliśmy na górę. Niall zaczął męczyć się z kartą do drzwi. W końcu ktoś się zlitował i otworzył od środka. Tym dobroczyńcą okazał się nie kto inny tylko Liam oczywiści.
     -No nareszcie-jęknął Zayn-Ile można robić zakupy?
     -Z nimi? Czy samemu?-spytałam-Bo jak z nimi do długo, a jak bez to też długo, ale na pewno trochę krócej.
Wnieśliśmy zakupy do kuchni i położyliśmy je na stole kuchennym.
     -No Harry-poklepałam go od tyło po ramieniu widząc jego zdezorientowaną minę-Bierz się do roboty bo jestem głodna-uśmiechnęłam się do niego.
     -Czy wy nie macie litości-mruknął.
     -My?-spytałam patrząc na niego-Oni chyba chciałeś powiedzieć. Przecież zrobiłam ci zakupy-założyłam ręce na piersi.
     -Dziękuję bardzo-powiedział z lekki sarkazmem-Gdybyś ich nie robiła to teraz ja nie musiałbym się męczyć.
     -Do usług-powiedziałam idąc w stronę drzwi.
Kiedy nagle Louis, który szedł przede mną zamknął mi drzwi przed nosem. A po chwili usłyszeliśmy przekręcany kluczyk. Szybko podbiegłam do drzwi.
     -Louis otwieraj!-warknęłam na niego.
     -Miłego gotowania-usłyszałam go jeszcze i już było słyszeć tylko kroki.
     -Zabije go-warknęłam ponownie.
     -Wygląda na to, że ty też się trochę pomęczysz z tymi goframi-zaśmiał się.
     -No chyba tak-jęknęłam podchodząc do niego-To od czego zaczynamy?
Otworzyłam siatkę z zakupami i zaczęłam wyjmować potrzebne składniki. Harry wyciągnął z szafki ogromną miską i zaczął wsypywać do niej potrzebne składniki. Następnie wyjął z szafki miser i podłączył i włożył do miski włączył. W tym momencie cała mąka rozprysła po kuchni. Chłopak wyłączył mikser i oboje zaczęliśmy kaszleć i się śmiać.
     -Coś ty zrobił?-spojrzałam na niego.
     -To nie moja wina.
     -A kogo? Przecież że nie mąki. Trzeba było najpierw zamieszać.
     -A skąd ja mogłem o tym wiedzieć. W końcu to ty jesteś dziewczyną.
     -A co to ma do rzeczy?
     -Dobra, dobra-podał mi do ręki urządzenie-Masz lepiej ty to zrób.
Przysunęłam miskę i najpierw dokładnie wymieszałam widełkami, a dopiero później zaczęłam miksować.
     -Widzisz tak to się robi-wyszczerzyłam się do niego. Na co ten tylko prychnął.
Kiedy ciasto było już gotowe zaczęliśmy przelewać je do gofrownicy. Usiedliśmy przy stole i czekając aż się upieką zaczęliśmy rozmawiać.
     -Szkoda, że za tydzień muszę już wracać do polski-oparłam głowę na dłoniach.
     -No-Harry pokiwał głową.
     -Fajnie mi tu z wami. Chociaż jesteście trochę postrzeleni.
     -Ej-oburzył się chłopak.
     -No co? Ja tylko stwierdzam fakty-wyszczerzyłam się.
     -Ha-założył ręce na piersi i odwrócił się do mnie tyłem.
     -Ej no Harry, nie obrażaj się-nachyliłam się nad stołem w jego kierunku. Nic nie odpowiedział-Wiesz co?-spytałam.
     -Co?-odwrócił się w moim kierunku.
     -Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
     -Ale co?
     -Opowiedz mi coś o sobie-skrzyżowałam ręce na stole i położyłam na nich głowę.
     -A co?
     -No nie wiem. Najlepiej wszystko.
     -Byś musiała poświęcić na słuchanie cały swój pobyt tutaj.
     -Dobra obojętni co.
     -OK. To mam na imię Harry-powiedział.
     -No to to akurat wiem-spojrzałam na niego podnosząc brwi.
     -To co chcesz więcej wiedzieć?
     -Masz drugie imię?
     -Nie-odpowiedział szybko.
     -Edward-doleciał nas głos Louisa zza drzwi.
     -Lou!-warknął brunet-Spadaj stąd!
     -Naprawdę masz na drugie Edward?-spytałam parząc na niego.
     -Ta-mruknął.
     -Tak jak ten ze zmierzchu-uśmiechnęłam się
     -A ty ja Bella. Też ze zmierzchu.
     -Dawaj dalej.
     -A na nazwisko Styles.
     -Matko Harry możesz powiedzieć coś normalnego.
     -Nie bo te głupki wszystko podsłuchują i jeszcze wykorzystają to przeciwko mnie.
     -Jakie głupki!-ponownie usłyszeliśmy Louisa.
     -Wy!-odkrzyknął.
     -To powiedz tak cicho żeby nie usłyszeli-zachęciłam go.
     -Cicho?-zaczął się zastanawiać-No nie wiem. Jeszcze im to powiesz?
     -Obiecuję, że nikomu ni powiem.
     -Ej dlaczego nic nie słyszę-skomlał Louis.
Harry pokazał ręką żebym się przysunęła.
     -Mam bardzo...-powiedział normalnym tonem.
     -Harry co ty jej mówisz-chłopak nie ustępował.
     -No dawaj-pogoniłam go.
Przysunął swoją tworz do mojego ucha i wyszeptał.
     -Cudne loki-zaczął się śmiać, a ja wzięłam paczkę mąki i wysypałam mu na głowę. W tym samym momencie do kuchni wleciał Louis.
     -Coś ty jej powiedział!?
     -Za co-jęknął Harry.
     -No teraz to już nie takie cudne-uśmiechnęłam się do niego.
     -Co jej powiedziałeś?-dopytywał.
     -Nic-zaczął się śmiać z jego miny.
     -Bella co on ci powiedział?
     -Że ma...-zaczęłam ale nie skończyłam, bo Harry zatkał mi usta ręką.
     -Miałaś nikomu nie mówić-ostrzegł.
     -Ej to ni fair! Ja tego nie słyszałem.
     -I nie...Ał-krzyknął zabierając rękę z mojej twarzy-Czemu mnie ugryzłaś?
     -Bo miałam taki kaprys. A teraz Louis sio, bo nic nie dostaniesz-wypchnęłam go za drzwi i tym razem to ja je zamknęłam na klucz.
Wyjęliśmy gofry i zrobiliśmy następne. Oczywiści te pierwsze od razu jedliśmy w końcu należy nam się. Robiliśmy dalej aż nie skończyło się ciasto. Następnie razem ze wszystkimi potrzebnymi składnikami zanieśliśmy do salonu. Chłopaki od razu rzucili się na nie smarując a to czekoladą, bitą śmietaną. Niall to nawet z czipsami sobie zrobił. Nawet nie chcę wiedzieć ja to smakuje. Kiedy skończyliśmy szybko wróciłam do pokoju i wzięłam prysznic, ponieważ cała była w mące. Następnie założyłam czerwoną koszulę w czarną kratę i te same spodenki co wcześniej, tylko one nadawały się do jakiegokolwiek użytku. Wysuszyłam włosy i wsunęłam na nogi czerwone baleriny. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Za piętnaście trzecia. Dobra mam jeszcze piętnaście minut. Muszę się pospieszyć. Chwyciłam torbę i wepchnęłam do niej perukę i okulary, a następnie wybiegłam z apartamentu mówiąc chłopakom, że wrócę za kilka godzin.
     W parku byłam kilka minut po trzynastej. Nikol siedziała na ławce z zamkniętymi oczami.
     -Hej-przywitałam się siadając obok.
     -No cześć-uśmiechnęła się-Dawno cię nie widziałam.
     -Nareszcie te diabły pojechały-oparłam się o oparcie.
     -Musieli wam dać niezły wycisk-zaśmiała się.
     -Ta nawet nie wiesz jaki.
Dziewczyna nagle uśmiechnęła się szeroko i odwróciła w moją stronę.
     -Słyszałam, że jesteś z Louisem-pisnęła.
     -Tak-powiedziałam niepewnie-A skąd to wiesz?
     -Harry mi powiedział.
     -Wiedziałam-jęknęłam-Już po nim. Niech zajmie się swoimi sprawami.
     -Nie narzekaj. Chłopak cię tylko wyręczył.
     -Bardzo-mruknęłam.
     -Co jesteś taka zgryźliwa na jego punkcie?
     -Nic.
     -Przecież widzę.
     -Oj, no bo miał mi coś o sobie opowiedzieć to powiedział tylko tyle, że nazywa się Harry Styles i ma cudne loki.
     -Same fakty-zaśmiała się.
Rozejrzałam się dookoła.
     -Gramy dzisiaj?-spytałam zdziwiona nigdzie nie widząc gitary dziewczyny.
     -Pomyślałam, że to twój ostatni tydzień z chłopakami to chciałabyś się z nimi jeszcze zabawić, a nie siedzieć w parku i grać. I do tego posiedzieć jeszcze ze swoim chłopakiem.
     -W sumie to racja, ale pograć też bym chciała.
     -To we środę i w sobotę. Pasuje?
     -Pewnie! To chodźmy do kawiarni.
Jak powiedziała tak zrobiłyśmy. Po kilku minutach byłyśmy już w pobliskiej kawiarence. Usiadłyśmy przy stoliku i rozmawiałyśmy o głupotach. Oczywiście nie obyło się bez zamówienia. Po kilku godzinach plotkowania postanowiłyśmy się już zbierać, w końcu dochodziła prawie osiemnasta. Siedziałyśmy tam przez siedem godzin. Nieźle. Ponownie doszłyśmy do parku i rozstałyśmy się. Droga do hotelu minęła mi zadziwiająco szybko. Zmęczona weszłam do naszego apartamentu. Chłopaków nie było co wydało mi się dość dziwni. Może wyszli do jakiegoś klubu. Nie wnikam w szczegóły. Poczłapałam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, przytulając do poduszki. Po chwili zasnęłam.

Proszę o komentarze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz