wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 27

          Dziś obudziłam się bez niczyjej pomocy. Co było bardzo dziwne. Sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej i spojrzałam na wyświetlacz. Było dobrze po dziesiątej. Czyżby jeszcze spali. Możliwe. Zeszłam z łóżka i ruszyłam w stronę wyjścia. Byłam jeszcze we wczorajszych ciuchach. Musiałam zapomnieć się przebrać. Opuściłam pokój i zajrzałam do pokoju Louisa. Był pusty. Dziwne. Następnie do Zayna. Też pusty. Gdzie oni są? Nialla i Liama też nie było. Został ostatni. Weszłam do środka. Na łóżku leżał Harry. Szczęście. Przynajmniej jeden. Dzięki jego spaniu mogłam dowiedzieć się gdzie jest reszta. Podeszłam do łóżka i szturchnęłam chłopaka. Nie zareagował. Ponowiłam próbę. Nadal nic. Tym razem zrobiłam to mocniej. Harry zamruczał coś i cały schował się pod kołdrę. Westchnęłam. Nadzieja matką głupich. Wyszłam z pokoju. Przecież jego obudzić to wyczyn nie do osiągnięcia, jeszcze jak nie wiadomo o której poszedł spać. Weszłam do salonu, a następnie do kuchni.
     -Bella!-krzyknął Louis podbiegając do mnie i przytulając-Gdzie ty byłaś przez całą noc?-spytał spoglądając na mnie.
     -Co?-spytałam zdziwiona rozglądając się po kuchni. Wszyscy tam byli.
     -Szukaliśmy cię prawie do północy-powiedział Niall.
     -Jak masz ochotę wychodzić na całe noce to chociaż nas uprzedź. Louis ciągał nas po całym Londynie-jęknął Zayn.
     -Gdzie byłaś?-Na końcu spytał Liam.
     -Spałam u siebie w pokoju.
     -Co!?-wszyscy na raz krzyknęli, a następnie spojrzeli wrogim wzrokiem na Louisa.
     -Mówiłem, że na pewno jest w domu-jęknął Niall.
     -Oj nieważne, dobrze że się znalazłaś-chłopak pocałował mnie-dlaczego jesteś we wczorajszych ciuchach?
Zaśmiałam się.
     -A tak jakoś wyszło?-wzruszyłam ramionami-Głodna jestem.
Po zjedzeniu kilku pożywnych kanapek wszyscy udaliśmy się do salonu i włączyliśmy telewizję. Nagle drzwi do pokoju trzasnęły, a chłopak wyleciał z nich jak z torpedy prosto do wyjścia.
     -Wychodzę-krzyknął i tyle go widzieliśmy.
Po jakiejś godzinie oglądania zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Nikol. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam przedmiot do ucha.
     -Halo?
     -Bella?-spytała wesoło dziewczyna.
     -A kto inny?
     -OK, OK spotkajmy się za pół godziny przy kafejce-rozłączyła się.
     -Co?
I teraz nie mam jak się wykręcić.
     -Sory chłopaki muszę wyjść. Za niedługo wrócę-wstałam z kanapy dając jeszcze buziaka Louisowi.
     -Gdzie idziesz?-spytał szatyn.
     -Muszę się spotkać z Nikol-uśmiechnęłam się do niego.
     -Aha. To OK.
Wróciłam do mojego pokoju i przebrałam się w dżinsowe spodenki za kolana i fioletową bluzkę na ramiączka, a do tego czerwone trampki. Z włosów zrobiłam warkoczyka od czubka głowy i wyszłam z pokoju.
      -Cześć-pożegnałam się z chłopakami i opuściłam nasz apartament.
Taksówką pojechałam pod tą samą kafejkę gdzie chodzimy z Nikol po naszych mini koncercikach. Usiadłam na ławce i zaczęłam na nią czekać.
     Jestem tu już od pół godziny i nadal jej nie ma. Co to stworzenie sobie myśli? Tak marnować mój cenny czas. Po chwili poczułam wibracje. Wyjęłam telefon z kieszeni i odczytałam wiadomość.
     ,, Wybacz, ale nie mogę przyjść. Muszę jechać gdzieś z rodzicami. Przepraszam. "
     -Co-jęknęłam-No weź. I dopiero teraz mi to piszesz?
     -Nie wiedziałem, że mówisz sama do siebie-usłyszałam obok siebie czyjś głos.
Podniosłam głowę do góry.
     -Co ty tu robisz-spytałam zdziwiona.
     -Przechodziłem akurat-chłopak usiadł obok mnie na ławce.
     -Gdzie ci się tak rano śpieszyło?-spytałam chowając telefon do kieszeni.
     -Musiałem się z kimś spotkać-uśmiechnął się.
     -Dziewczyna?-spytałam uśmiechając się do niego.
     -Tak.
     -Czemu nam o niczym nie powiedziałeś?-spytałam z wyrzutem.
     -O czym?-zdziwił się.
     -Że masz dziewczynę.
     -Ona nie jest moją dziewczyną. My tylko się przyjaźnimy-powiedział.
     -Każda miłość zaczyna się od przyjaźni-chłopak zaśmiał się.
     -I ty to mówisz?
     -O co ci chodzi?
     -Jakoś na początku to z Louis sem skakaliście sobie do gardeł-uśmiechnął się-To dzięki mnie to wspaniałe uczucie rozkwitło między wami. Powinnaś mi być wdzięczna.
     -O na pewno.
     -No pewnie-spiorunowałam go wzrokiem.
     -To kim jest ta dziewczyna? Znam ją?
     -Nie-odpowiedział szybko. Z szybko.
     -To musisz mnie jej przedstawić.
     -Nie-zmienił pozycje.
     -Dlaczego?-spytałam zdziwiona.
     -No bo... bo... ona... o! Nie chce żeby ktoś o niej wiedział-uśmiechnął się.
     -Kręcisz-spojrzałam na niego spode łba.
     -Co?-speszył się-To prawda.
     -Powiedz mi kto to jest-ostrzegłam.
     -Nie mogę. Ale mogę ci tylko powiedzieć, że kilka razy już ją widziałaś.
     -W telewizji?
     -Tak, tak-widać było, że odetchnął z ulgą.
     -Dobra nie będę cię męczyć, sam w końcu mi powiesz.
     -Tylko nie mów nic chłopakom, OK.
     -OK. Masz czas?-spytałam.
     -Tak. A co?
     -Idziesz ze mną na spacer?
     -Pewnie.
Podnieśliśmy się i ruszyliśmy w stronę parku. Przez cały czas rozmawialiśmy ze sobą. Ciekawe kim jest ta dziewczyna, o której on mówił. Muszę to jakiś z niego wyciągnąć. Ale jak? Trzeba coś wymyślić. Spojrzałam w bok. Przy jednej z ławek stał pudło, a w środku były małe kotki. Na ławce siedziała młoda dziewczyna. Najwyraźniej chciała je sprzedać. Pociągnęłam Harrego w tamtym kierunku.
     -Chodź zobaczyć kotki, proszę?
     -Jakie kotki?-spytał zdziwiony.
Zaciągnęłam go w stronę dziewczyny, która była widocznie zachwycona jego widokiem.
     -Zobacz jakie słodkie-wyciągnęłam jednego. Był cały bury i białą plamą pod główką.
W środku bawiły się jeszcze dwa i Ruda kocica. Jeden był identyczny jak matka, a drugi również bury tylko w białe i rude plamy. Harry uśmiechnął się do dziewczyny, na co ta słodko się zarumieniła. Przywitał się z nią i wziął tego kolorowego słodziaka. Odłożyłam swojego. I stanęłam naprzeciwko chłopaka, który bawił się z tą kruszynką.
     -Harry kupmy go-mruknęłam go niego-Proszę-złożyłam przed sobą ręce.
     -Proszę, możecie go zatrzymać-szepnęłam dziewczyna-Taki prezent-uśmiechnęła się.
     -Dzięki-pisnęłam i uścisnęłam ją.
     -Ale nie wiem czy można trzymać zwierzęta w hotelu-powiedział chłopak.
     -Co? Nie-jęknęłam robiąc smutną minę.
     -Najwyżej nielegalnie go przemycimy-uśmiechnął się, na co od razu się rozchmurzyłam.
     -Eee, Harry?-spytał dziewczyna.
     -Yhym?-spytał.
     -Mogę autograf?-zarumieniła się.
     -Pewnie-wziął od niej markera i podpisał się w rogu jej bluzki.
     -Dzięki-uśmiechnęła się.
     -Nie ma sprawy-pomachał jej i odeszliśmy-Cześć.
Postanowiliśmy przejść się jeszcze po parku. Przez całą drogę bawiliśmy się z kotkiem. To znaczy ja się z nim bawiłam, a Harry jęczał mi nad uchem, że on też chce, ale za nic mu go nie oddam. Nie wiadomo co on może mu zrobić? Jeszcze będzie miał fobię do końca swojego życia. Po około dwóch godzinach spacerowania zaczęły boleć nas nogi, a mnie to jeszcze głowa oj jego jęków. Usiedliśmy na jednej z ławek w końcu zlitowałam się nad chłopakiem i dałam mu na chwilę potrzymać kotka.
     -Tylko nie zrób mu krzywdy-ostrzegłam.
     -Przecież wiem-mruknął i zaczął się z nim bawić.
Wziął go na kolana kładąc na plecach i nachylił się nad nim i wyglądało to jakby go łaskotał. Ja też tak chcę. Patrzyłam tak na nich prze chwilę.
     -Daj mi go już-wyciągnęłam ręce.
     -Co?-dopiero mi go dałaś.
     -Kiedy to było-chciałam mu go zabrać, ale chłopak podniósł rękę do góry.
     -Ej to nie fair.
Opuścił ją lekko. Kotek znajdował się kilka centymetrów od mojej twarzy. Leżał spokojnie na jego dłoni i patrzył się na mnie swoimi dużymi zielonymi oczami. Spojrzałam na twarz chłopaka i ponownie na kotka i jeszcze raz na Harrego w końcu powiedziałam.
     -Macie takie same oczy.
     -Co?-spytał zdziwiony odwracając go w swoją stronę, przyglądając mu się uważnie-No coś ty, moje są zupełnie inne.
Zastanowiłam się chwilę.
     -Racja kicia ma ładniejsze-zaśmiałam się zabierają kotka od niego i uciekając.
     -Oddaj mi go!-krzyknął za mną.
     -Chyba coś ci się pomyliło?
     -Niby co?-spytał zdziwiony.
     -To jest dziewczynka!
     -Serio?-spytał zdziwiony zatrzymując się.
     -No a nie.
     -Nie wierzę ci-powiedział pewnie.
     -No to sam zobacz-podeszłam do niego, odwracając kotka na plecy.
     -Nie widzę-powiedział.
     -No to się przyjrzyj-podsunęłam mu go pod nos.
Ten uśmiechnął się tylko i złapał go uciekając.
     -Dla mnie to i tak będzie chłopak-zaśmiał się.
     -Oddaj mi ją!-krzyknęłam za nim.
     -Sama sobie weź-uciekał dalej-Jak by tu go nazwać?-zaczął się zastanawiać.
     -Ja go nazwę, a nie ty!
     -Czyli przyznajesz, że  to chłopieć.
     -Nie!
     -To może Bond. James Bond!
     -Nie!
     -No to Hamfrej!
     -Nie!
     -O wiem! Reksio!
     -Nigdy w życiu!
     -No to jak!?
     -Nie wiem, ale na pewno nie tak jak ty chcesz!-w końcu go złapałam.
Chłopak zachwiał się i przewrócił na ziemię. Na szczęście kotek nie ucierpiał. Obrócił się na plecy. Nachyliłam się nad nim i chciałam mu go zabrać, ale ten mi nie pozwalał. Jedną ręką trzymał kotka przy sobie, a drugą próbował go obronić. W końcu położył mnie obok siebie przyciskając ręką do ziemi, a sam podniósł się i klęknął z mojego lewego boku. Nadal przyciskając mnie do ziemi.
     -Harry-jęknęłam-Puść mnie. Obiecuję, że ci jej nie zabiorę.
     -I tak wiem, że to zrobisz-uśmiechnął się.
     -Nie, obiecuję, ale puść mnie.
Zaczął się zastanawiać.
     -Jak pozwolisz mi wybrać imię-uśmiechnął się.
     -Nie, bo ty wybierzesz jakieś głupie.
     -No to nie-wył ramionami i położył się obok nadal mocno zaciskając jedną rękę na moim brzuchu i odwrócił się w moją stronę. Próbowałam odepchnąć jego rękę, ale miałam za mało siły.
     -Dobra-powiedziałam zrezygnowana-Ale jak się nie zgodzę to zmienisz.
     -OK-uśmiechnął się-To może na początku Greg?-spiorunowałam go wzrokiem.
     -To jest dziewczynka.
     -Ale może mieć męskie imię.
     -Nie, nie może-założyłam ręce na piersi.
     -Dobra no to może... Molly?
     -Nie.
     -Dlaczego? To ładne imię.
     -Za bardzo popularne. Wolę inne.
     -I jak tu dogodzić kobietą?-westchnął za co dostał kuksańca-To jakie ty chcesz?
Zaczęłam się zastanawiać.
     -Nie wiem. Może Na...
     -Nina?-spytał nagle.
     -No nawet, nawet.
     -Ha!
     -Widzisz jednak twój mózg się na coś czasami przydaje-poklepałam go po głowie, na co tylko prychnął-No to teraz mnie puszczaj.
W tym momencie coś pstryknęło, a później pojawił się błysk. Ktoś zrobił nam zdjęcie. Znowu. Czy oni nie mogą mieć chwili prywatności. Fotograf szybko uciekł. Harry chciał za nim pobiec, ale go zatrzymałam. Przecież nie było sensu i tak by nie usunął tego zdjęcia. Wzięłam kotka i zaczęliśmy iść w stronę hotelu. Dochodziła prawie szesnaste. Nie chcę żeby chłopcy martwili się o mnie tak jak wczoraj. 
     Po kilku minutach wyszliśmy z parku, ale w zupełnie nieznanym ni miejscu. Harry zaczął się rozglądać dookoła.
     -Gdzie my jesteśmy?-spytał nagle, na co palnęłam się w twarz.
     -To ja powinnam pytać się ciebie, w końcu to ty tu mieszkasz.
     -W sumie to tak, ale Londyn jest duży, nie znam go całego na pamięć.
     -Mam deja vu-westchnęłam.
     -Co?-spytał spoglądając na mnie?
     -Nic. Spytał się kogoś czy zna drogę.
     -Dlaczego ja?-spytał z wyrzutem.
     -Bo to przez ciebie się zgubiliśmy.
     -A właśnie, że nie!
     -A kto uciekał z Niną? Ja?
     -Bo chciałaś mi go zabrać-bronił się.
     -Ja!
     -Dobra, dobra nie kłóćmy się-machnął ręką.
     -To co robimy?
     -Zadzwoń po Lou niech po nas przyjedzie-oznajmił.
     -OK-powiedziałam wyciągając telefon ze spodni i wybierając numer mojego chłopaka. Odebrał po dwóch sygnałach.
     -Hej mała-powiedział radosnym głosem.
     -Louis mamy problem.
     -Co się stało?-spytał poważnym głosem-Kosmici cię porwali, nie UFO!
     -Przecież to to samo
     -Właśnie, że nie-oburzył się.
     -Dobra, dobra. Mógłbyś po nas przyjechać bo ten idiota nie umie sam wrócić do domu-powiedziałam spoglądając na Harrego.
     -Jaki idiota?-spytał równocześnie z Louisem.
     -Miałaś byś z Nikol.
     -No bo miałam, ale ona mnie wystawiła. Jak byłam już na miejscu napisałam mi, że nie może przyjść.
     -OK rozumiem. To teraz. Jaki idiota?
     -No Harry, a kto?
     -A racja?-usłyszałam plask. Co oznaczało, że chłopak najwyraźniej uderzył dłonią o czoło-A skąd on się tam wziął?
     -Miał...-już miałam mu powiedzieć o tej dziewczynie, kiedy napotkałam wrogi wzrok Harrego-W sumie to sama nie wiem.
     -Dobra to gdzie jesteście?
     -Ee...-spojrzałam na mojego towarzysza, ale on tylko wzruszył ramionami-Na pewno w Londynie-powiedziałam po chwili.
     -O Matko-jęknął Louis-Poszukajcie jakiejś kawiarni czy coś i podajcie mi jej nazwę to was znajdę.
     -OK-powiedziałam, a następnie zwróciłam się do chłopaka-Szukaj kawiarni.
     -Co?-spytał zdziwiony-Po co?
     -Louis kazał. Rusz się!-pogoniłam go.
     -Ale dlaczego ja?
     -Nie gadaj tylko szukaj.
     -Dobra, dobra-powiedział i zaczął iść jakąś uliczką.
     -Louis mam niespodziankę-powiedziałam jak Harry zniknął mi z pola widzenia.
     -Jaką?-spytał podekscytowany chłopak.
     -Zobaczysz jak nas znajdziesz-uśmiechnęłam się sama do siebie.
     -Ej, to nie fair.
Po chwili przybiegł Harry. Podał mojemu chłopakowi nazwę pobliskiej piekarni i rozłączyłam się z nim.Poszliśmy pod piekarnię i usiedliśmy pod ścianą i zaczęliśmy się bawić z Niną. Po około półgodzinie wstałam i wyjrzałam na drogę. Louisa jak nie było tak nie ma.
     -Gdzie on jest?-spytałam sama siebie.
     -Spoko. Zaraz się zjawi-powiedział Harry.
Wyciągnęłam telefon i ponownie wybrałam jego numer. Po chwili odebrał.
     -Gdzie ty jesteś?-spytałam od razu.
     -Za minutkę będę na miejscu-powiedział i się rozłączył.
Harry podniósł się z ziemi i czekaliśmy na szatyna. Jak się okazało ta jego minutka trwała dziesięć minut, ale w końcu zauważyliśmy jego czarny samochód na horyzoncie. Zatrzymał się, a my podbiegliśmy do niego. Usiadłam z przodu, a Harry z tyłu pojazdu obok siedzącego tam Zayna.
     -A jaki słodki kotek-powiedział Louis zabierając mi go z rąk.
     -Jemu to dajesz, a mi nie chciałaś-powiedział oburzony na co Zayn zaczął się głośno śmiać.
     -Z czego się śmiejesz-spytałam.
Ten nic nie odpowiedział tylko nadal kontynuował czynność.
     -Właśnie-poparł mnie Louis.
     -Harry a nie pomyślałeś, że one jest jej chłopakiem?-powiedział w końcu.
     -Co? A co ma kot do rzeczy z chłopakiem/-spytał zdziwiony.
     -O Matko. Ale ty jesteś tępy.
     -Ale co ma kot związanego z...-jak to sformuować-rzeczą?
     -Boże pobłogosław Amerykę-uniósł głowę w górę.
     -Chyba Polskę-poprawiłam go.
     -Ta chciałabyś. Anglię-powiedział Harry.
     -Dobra jedźmy-powiedział w końcu czarnowłosy.
Louis oddał mi kotka i pocałował.
     -Ble. Zaraz będę rzygał tęczą-Harry pokazał jakby miał zaraz wymiotować.
     -Otwórz okno stary, bo zapaćkasz Louisowi furę.
     -Jak to zrobi to będzie leciał z buta do hotelu-ostrzegł chłopak i odpalił wóz.
Po prawi dwudziestu minutach drobi byliśmy już na miejscu. Musieliśmy naprawdę daleko odejść. Wjechaliśmy na górę i weszliśmy do naszego apartamentu. Nareszcie w domu. Od razu rzuciłam się na kanapę.
     -Co tak długo?-spytał Niall.
     -Wiesz jak oni daleko odeszli-jęknął Louis.
     -Ta i Lou się zgubił-dodał Zayn.
     -Serio?-spytał Harry rozbawiony-Ale ciota.
     -Ja ci zaraz dam ciotę!-krzyknął Louis rzucając się na niego.
     -Ratunku!-krzyknął brunet-Zboczeniec!
     -Ja ci dam zboczeńca!
     -No to będę miał już do kolekcji i zboczeńca i ciotę-zaśmiał się.
     -Moglibyście przestać?-spytałam wstając z kanapy-Jest coś do jedzenia? Cały dzień nic nie jadłam.
     -Czyj to kot?-spytał nagle Niall bawiący się z Niną na podłodze.
     -Mój-powiedzieliśmy równo z Harry.
     -On jest mój!-krzyknęłam na niego.
     -Ale ona mi go dała!
     -Ale ja go pierwsza chciałam!
     -A ja go pierwszy zauważyłem!
     -Cisza!-krzyknął Liam. Wszyscy spojrzeliśmy na niego-A możecie go tu trzymać.
Spojrzałam na Harrygo, a on na mnie.
     -No tak-powiedział chłopak.
     -Pytaliście się ochrony?
     -Jakbyśmy się pytali to by już go tu nie było-dodałam, na co Harry popukał się w głowę.
     -Czemu mu to powiedziałaś-szepnął podchodząc do mnie.
     -Przecież i tak by się dowiedział.
     -Ale nastąpiło by to później.
     -Jak dzieci-westchnął Liam-Nie powiem im, ale jak to się wyda to nie będzie moja wina-powiedział wchodząc do pokoju.
     -Dobra, dobra-machnęła ręka-Jak się dowiedzą to będzie wina Harrego. Przecież on go dostał.
     -Co? Ale ty chciałaś go kupić!
     -A ty go dostałeś!
     -Kto chce pizze!-krzyknął Niall.
     -Ja!-odkrzyknęłam mu pędząc do kuchni, w której teraz aktualnie siedział. To co zauważyłam jak weszłam było komiczne. Blondyn stał nad stołem, jedną ręką podtrzymywał kotka i drugą karmił go pizzą, a ten wsuwał aż mu się uszy trzęsły.
     -Co wy nie karmiliście go cały dzień?-spytał.
     -Ją-poprawiłam go.
     -Co wy nie karmiliście jej cały dzień?-spytał ponownie.
     -No jakoś nie było okazji-zaczęłam bawić się palcami.
     -Dzieci-pokiwał z politowaniem głową.
     -I kto to mówi-powiedziałam sama do siebie.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść po chwili dołączyła do nas reszta i zaczęli się śmiać z wyczynów blondyna. Jak już skończył karmić kotka to dał my mleka. Gdzie mu się to mieści. A następnie zaczął masować go po brzuszku. Jak będzie tak go karmił to w przyszłości będzie gruby jak beczka.
     Po zjedzeniu kolacji poszliśmy z Louisem do mnie do pokoju i położyliśmy się na łóżku rozmawiając o różnych rzeczach. Opowiedziałam mu co robiłam przez cały dzień, a on mi jak to wczoraj się o mnie martwili i wyruszyli na kilku godzinne poszukiwania, ale Harry zrezygnował około dwudziestej i wrócił do hotelu. Musiałam już wtedy spać, ale przecież bym coś słyszała. Później chodzili tak we czwórkę po całym Londynie i byli nawet na policji. O matko co za wariaci. Nie mogli po prostu wrócić do domu.
     -O której wczoraj wróciłaś?
     -Chyba o osiemnastej.
     -Co?-spytał zdziwiony.
     -Co, co?
     -Zabije go. Kiedyś normalnie go zabiję.
     -O co chodzi? Kogo chcesz zabić?
     -No Harrego oczywiście. Dzwoniłem do niego jak wrócił do domu i pytałem się czy jesteś to powiedział, że cię nie ma, że obszukał cały dom i ani śladu.
     -Wiesz coś mi się zdaje, że mógł mnie nie znaleźć, bo siedziałam w garderobie, a tam w środku nic nie słychać.
Wczoraj w nocy Harry na pewno nie wrócił o dwudziestej i mnie nie szukał i jeszcze dziś rano był taki zmęczony. Pewnie poszedł do tej swojej tajemniczej dziewczyny, ale skoro obiecałam mu, że będę go kryć to dotrzymam tajemnicy.
     Około dwudziestej drugiej Louis poszedł do siebie, a ja przebrałam się w piżamę i poszłam spać.


Proszę o komentarze :)

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 26

     -Czy w tym domu nie ma chwili spokoju-jęknęłam leniwie zwlekając się z łóżka.
Podeszłam do drzwi i gwałtownie otworzyłam je on oścież, żeby uciszyć głośne walenie w nie.
     -Witaj kochanie-Louis dał mi szybkiego buziaka i wpakował się do pokoju, siadając na łóżku. Przynajmniej jednego się nauczył, że przed wejściem należy pukać.
     -Widzę, że zgłosiłeś się w końcu po rozsądek?-powiedziałam siadając obok niego.
     -Co?-spytał zaskoczony.
     -Brawo! Nauczyłeś się pukać-klasnęłam z małym entuzjazmem w dłonie.
     -A nie-machnął ręką-Wszedłem jakieś piętnaście minut temu tu, ale za nic nie mogłem cię obudzić, więc zacząłem walić w drzwi-wzruszył ramionami. Wiedziałam, że to nie mogła być prawda.
     -A więc jaki masz do mnie interes?-spytałam podnosząc się z łóżka.
     -A czy muszę mieć jakiś interes żeby odwiedzić swoją dziewczynę?-spytał niewinnie.
     -Z samego rana?-spojrzałam na niego podnosząc do góry znacząco brew.
     -Stęskniłem się-uśmiechnął się.
     -Dobra dawaj-jęknęłam.
     -Pojedziesz za mnie do sklepu?-poprosił słodko.
     -Po co o tej porze do sklepu?-spytałam zdziwiona.
     -No bo Harry ma robić to śniadanie i nie ma z czego.
     -No to niech on jedzie.
     -Ale on się upiera, że miał je tylko zrobić, a nie zasuwać po zakupy.
     -I ty dobrodynca zgodziłeś pojechać się za niego?-spojrzałam na niego kontem oka.
     -A skąd-zrobił dziwną minę-Zmusili mnie-dodał srogim głosem.
     -No to miłej podróży-weszłam do łazienki.
     -Co!?-krzyknął za mną-Ale miałaś mi pomóc-zaczął jęczeć idąc za mną do łazienki.
     -Ja?-spytałam zdziwiona.
     -No weź, nie chce mi się jechać samemu.
     -To zabierz ze sobą Niall, on na pewno się zgodzi-zaśmiałam się.
     -Nie chcę jego tylko ciebie.
     -Ale mi się nie chce. Jest za wcześnie.
     -Proszę-zrobił słodką minkę. Westchnęłam.
     -No dobra-spuściłam głowę ze zrezygnowaniem-A teraz łaskawie opuść mój pokój-wypchnęłam go z niego nie czekając na odpowiedź.
Naszykowałam sobie granatową bluzkę i kremowe spodenki. Weszłam do łazienki i szybko się przebrałam. Włosy związałam w koka i na bosaka wyszłam z pokoju. Louis czekał już na mnie w salonie.
     -No nareszcie-podszedł do mnie-Jedziemy?
     -Nie, jeszcze nie-pstryknęłam go w czoło-Muszę jeszcze coś zjeść.
     -Co? Przecież jedziemy po składniki na śniadanie.
     -Ale ja nie wytrzymam, aż do śniadania.
     -Dobra, dobra ale szybko.
Dałam mu buziaka i weszłam do kuchni, gdzie siedział znudzony Harry i pałaszujący coś Niall.
     -Co jesz?-spytałam zaglądając mu prze ramię.
     -Przed śniadanie-powiedział z pełną buzią.
     -Też chcę-jęknęłam.
     -Nie ma-powiedział.
     -Ej, podziel się ze mną.
     -Już skończyłem-uśmiechnął się biorąc ostatni kęs kanapki.
     -Ty zdrajco. Jak mogłeś?
     -Wytrzymasz. Harry zaraz zrobi nam śniadanie-wyszczerzył się patrząc na niego.
     -Ta zrobię wam-prychnął.
     -Ale za ile to będzie.
     -Jak Louis wróci z zakupów-odpowiedział brunet.
     -O właśnie gdzie on jest?-spytał blondyn-Musi zabrać mnie ze sobą do monopolowego. Też muszę zrobić zakupy-pogłębił swój uśmiech.
     -Co?! I ja musiałam wstawać o tej porze żeby z nim jechać-jęknęłam-Mogliście jechać sami. Ae oczywiście jemu to nie pasowało.
     -Dobra nie marudź mi tu już-brunet oparł głowę na dłoniach-W lodówce masz moje jogurty weż je sobie i jedźcie w końcu na te zakupy.
     -Dzięki Harry-powiedziałam od razu zmieniając humor.
Podeszłam do lodówki i wyjęłam dwa z jego zapasów. Czekoladowy i wiśniowy. Wzięłam łyżeczkę i otworzyłam jeden. Zjadłam i wzięła się za następny. W tym momencie do kuchni wszedł Louis.
     -Długo jeszcze?-spytał.
     -Już kończę-wyrzuciłam puste opakowania do kosza, a łyżeczkę wrzuciłam do zlewu-Możemy jechać. Ruszaj Niall-klepnęłam go w ramie.
     -Co? One też z nami jedzie?
     -No-uśmiechnął się.
     -Chodźcie-pogoniłam ich zakładając buty.
Wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do zamówionej przez pana od taksówek taksówki. Usiadłam z przodu, co nie spodobało się chłopakom, ale grzecznie usiedli z tyłu. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wyszliśmy i zapłaciliśmy kierowcy za kurs udając się do sklepu. Louis wziął wózek i pewnym krokiem z Niallem weszli do środka. Żeby aby nie zaczęli się wydurniać. Modliłam się w duchu. Jak na razie było całkiem, całkiem. Szatyn prowadził wózek, ale po piędziesięciu metrach znudziło mu się i oddał go Niallowi co było wielkim błędem. Chłopak rozpędził się i stanął na nim pędząc przed siebie. O matko na co ja się zgodziłam. W ostatniej chwili wyhamował przed jedną z półek. Louis podbiegł do niego i też chciał spróbować. Westchnęła głośno i pokręciłam ze zdezorientowaniem głową. Wróciłam do wejścia i wzięłam inny wózek. Następnie po cichu, żeby ci idioci mnie nie zauważyli weszłam do jednej alejki i zaczęłam robić swoje zakupy. Na początku kupiłam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia gofrów. Następnie udałam się na dział ze słodyczami. Odszukałam wzrokiem bitą śmietanę i wzięłam jedno opakowanie. Popatrzyłam na nie przez chwilę i sięgnęłam po dwa następne. Trzy opakowania czekolad i mnóstwo owoców, cukierków, czipsów i tak dalej. Po około godzinie zakupów wróciłam do kasy. Ci idioci nadal bawili się wózkiem, nie wózkami trzema czy czterema. Skąd oni je wytrzasnęli. Podeszłam do niech.
     -O Bella?-uśmiechnął się Louis-Już zrobiłaś zakupy?
     -A co mi kupiłaś!?-krzyknął Niall, podbiegając do pełnego koszyka-O! To co lubię!
     -No to możemy wracać.
Wzięli zakupy i ruszyli do kasy. Stałam tak na swoim miejscu i patrzyłam na nich.
     -A posprzątać po sobie to nie łaska!?-krzyknęłam za nimi.
     -Ale co?!-odkrzyknęli z szerokimi uśmiechami na ustach.
Obejrzałam się za siebie i ku mojemu zdziwienie wózków nie było. Rozpłynęła się w powietrzu? Zresztą nieważne. Podbiegłam do nich. Zapłaciliśmy za zakupy i wyszliśmy na zewnątrz. Zadzwoniłam po taksówkę i po chwili chłopaki pakowali rzeczy do bagażnika. Ponownie usiadłam z przodu. I tym razem zaczęli jęczeć, że ja już siedziałam i teraz jest ich kolej. Normalnie jak dzieci. Jednak nie zmieniłam miejsca. Z oburzonymi minami zajęli swoje poprzednie siedzenia. Kilka minut i byliśmy pod hotelem. Wypakowaliśmy zakupy i wjechaliśmy na górę. Niall zaczął męczyć się z kartą do drzwi. W końcu ktoś się zlitował i otworzył od środka. Tym dobroczyńcą okazał się nie kto inny tylko Liam oczywiści.
     -No nareszcie-jęknął Zayn-Ile można robić zakupy?
     -Z nimi? Czy samemu?-spytałam-Bo jak z nimi do długo, a jak bez to też długo, ale na pewno trochę krócej.
Wnieśliśmy zakupy do kuchni i położyliśmy je na stole kuchennym.
     -No Harry-poklepałam go od tyło po ramieniu widząc jego zdezorientowaną minę-Bierz się do roboty bo jestem głodna-uśmiechnęłam się do niego.
     -Czy wy nie macie litości-mruknął.
     -My?-spytałam patrząc na niego-Oni chyba chciałeś powiedzieć. Przecież zrobiłam ci zakupy-założyłam ręce na piersi.
     -Dziękuję bardzo-powiedział z lekki sarkazmem-Gdybyś ich nie robiła to teraz ja nie musiałbym się męczyć.
     -Do usług-powiedziałam idąc w stronę drzwi.
Kiedy nagle Louis, który szedł przede mną zamknął mi drzwi przed nosem. A po chwili usłyszeliśmy przekręcany kluczyk. Szybko podbiegłam do drzwi.
     -Louis otwieraj!-warknęłam na niego.
     -Miłego gotowania-usłyszałam go jeszcze i już było słyszeć tylko kroki.
     -Zabije go-warknęłam ponownie.
     -Wygląda na to, że ty też się trochę pomęczysz z tymi goframi-zaśmiał się.
     -No chyba tak-jęknęłam podchodząc do niego-To od czego zaczynamy?
Otworzyłam siatkę z zakupami i zaczęłam wyjmować potrzebne składniki. Harry wyciągnął z szafki ogromną miską i zaczął wsypywać do niej potrzebne składniki. Następnie wyjął z szafki miser i podłączył i włożył do miski włączył. W tym momencie cała mąka rozprysła po kuchni. Chłopak wyłączył mikser i oboje zaczęliśmy kaszleć i się śmiać.
     -Coś ty zrobił?-spojrzałam na niego.
     -To nie moja wina.
     -A kogo? Przecież że nie mąki. Trzeba było najpierw zamieszać.
     -A skąd ja mogłem o tym wiedzieć. W końcu to ty jesteś dziewczyną.
     -A co to ma do rzeczy?
     -Dobra, dobra-podał mi do ręki urządzenie-Masz lepiej ty to zrób.
Przysunęłam miskę i najpierw dokładnie wymieszałam widełkami, a dopiero później zaczęłam miksować.
     -Widzisz tak to się robi-wyszczerzyłam się do niego. Na co ten tylko prychnął.
Kiedy ciasto było już gotowe zaczęliśmy przelewać je do gofrownicy. Usiedliśmy przy stole i czekając aż się upieką zaczęliśmy rozmawiać.
     -Szkoda, że za tydzień muszę już wracać do polski-oparłam głowę na dłoniach.
     -No-Harry pokiwał głową.
     -Fajnie mi tu z wami. Chociaż jesteście trochę postrzeleni.
     -Ej-oburzył się chłopak.
     -No co? Ja tylko stwierdzam fakty-wyszczerzyłam się.
     -Ha-założył ręce na piersi i odwrócił się do mnie tyłem.
     -Ej no Harry, nie obrażaj się-nachyliłam się nad stołem w jego kierunku. Nic nie odpowiedział-Wiesz co?-spytałam.
     -Co?-odwrócił się w moim kierunku.
     -Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
     -Ale co?
     -Opowiedz mi coś o sobie-skrzyżowałam ręce na stole i położyłam na nich głowę.
     -A co?
     -No nie wiem. Najlepiej wszystko.
     -Byś musiała poświęcić na słuchanie cały swój pobyt tutaj.
     -Dobra obojętni co.
     -OK. To mam na imię Harry-powiedział.
     -No to to akurat wiem-spojrzałam na niego podnosząc brwi.
     -To co chcesz więcej wiedzieć?
     -Masz drugie imię?
     -Nie-odpowiedział szybko.
     -Edward-doleciał nas głos Louisa zza drzwi.
     -Lou!-warknął brunet-Spadaj stąd!
     -Naprawdę masz na drugie Edward?-spytałam parząc na niego.
     -Ta-mruknął.
     -Tak jak ten ze zmierzchu-uśmiechnęłam się
     -A ty ja Bella. Też ze zmierzchu.
     -Dawaj dalej.
     -A na nazwisko Styles.
     -Matko Harry możesz powiedzieć coś normalnego.
     -Nie bo te głupki wszystko podsłuchują i jeszcze wykorzystają to przeciwko mnie.
     -Jakie głupki!-ponownie usłyszeliśmy Louisa.
     -Wy!-odkrzyknął.
     -To powiedz tak cicho żeby nie usłyszeli-zachęciłam go.
     -Cicho?-zaczął się zastanawiać-No nie wiem. Jeszcze im to powiesz?
     -Obiecuję, że nikomu ni powiem.
     -Ej dlaczego nic nie słyszę-skomlał Louis.
Harry pokazał ręką żebym się przysunęła.
     -Mam bardzo...-powiedział normalnym tonem.
     -Harry co ty jej mówisz-chłopak nie ustępował.
     -No dawaj-pogoniłam go.
Przysunął swoją tworz do mojego ucha i wyszeptał.
     -Cudne loki-zaczął się śmiać, a ja wzięłam paczkę mąki i wysypałam mu na głowę. W tym samym momencie do kuchni wleciał Louis.
     -Coś ty jej powiedział!?
     -Za co-jęknął Harry.
     -No teraz to już nie takie cudne-uśmiechnęłam się do niego.
     -Co jej powiedziałeś?-dopytywał.
     -Nic-zaczął się śmiać z jego miny.
     -Bella co on ci powiedział?
     -Że ma...-zaczęłam ale nie skończyłam, bo Harry zatkał mi usta ręką.
     -Miałaś nikomu nie mówić-ostrzegł.
     -Ej to ni fair! Ja tego nie słyszałem.
     -I nie...Ał-krzyknął zabierając rękę z mojej twarzy-Czemu mnie ugryzłaś?
     -Bo miałam taki kaprys. A teraz Louis sio, bo nic nie dostaniesz-wypchnęłam go za drzwi i tym razem to ja je zamknęłam na klucz.
Wyjęliśmy gofry i zrobiliśmy następne. Oczywiści te pierwsze od razu jedliśmy w końcu należy nam się. Robiliśmy dalej aż nie skończyło się ciasto. Następnie razem ze wszystkimi potrzebnymi składnikami zanieśliśmy do salonu. Chłopaki od razu rzucili się na nie smarując a to czekoladą, bitą śmietaną. Niall to nawet z czipsami sobie zrobił. Nawet nie chcę wiedzieć ja to smakuje. Kiedy skończyliśmy szybko wróciłam do pokoju i wzięłam prysznic, ponieważ cała była w mące. Następnie założyłam czerwoną koszulę w czarną kratę i te same spodenki co wcześniej, tylko one nadawały się do jakiegokolwiek użytku. Wysuszyłam włosy i wsunęłam na nogi czerwone baleriny. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Za piętnaście trzecia. Dobra mam jeszcze piętnaście minut. Muszę się pospieszyć. Chwyciłam torbę i wepchnęłam do niej perukę i okulary, a następnie wybiegłam z apartamentu mówiąc chłopakom, że wrócę za kilka godzin.
     W parku byłam kilka minut po trzynastej. Nikol siedziała na ławce z zamkniętymi oczami.
     -Hej-przywitałam się siadając obok.
     -No cześć-uśmiechnęła się-Dawno cię nie widziałam.
     -Nareszcie te diabły pojechały-oparłam się o oparcie.
     -Musieli wam dać niezły wycisk-zaśmiała się.
     -Ta nawet nie wiesz jaki.
Dziewczyna nagle uśmiechnęła się szeroko i odwróciła w moją stronę.
     -Słyszałam, że jesteś z Louisem-pisnęła.
     -Tak-powiedziałam niepewnie-A skąd to wiesz?
     -Harry mi powiedział.
     -Wiedziałam-jęknęłam-Już po nim. Niech zajmie się swoimi sprawami.
     -Nie narzekaj. Chłopak cię tylko wyręczył.
     -Bardzo-mruknęłam.
     -Co jesteś taka zgryźliwa na jego punkcie?
     -Nic.
     -Przecież widzę.
     -Oj, no bo miał mi coś o sobie opowiedzieć to powiedział tylko tyle, że nazywa się Harry Styles i ma cudne loki.
     -Same fakty-zaśmiała się.
Rozejrzałam się dookoła.
     -Gramy dzisiaj?-spytałam zdziwiona nigdzie nie widząc gitary dziewczyny.
     -Pomyślałam, że to twój ostatni tydzień z chłopakami to chciałabyś się z nimi jeszcze zabawić, a nie siedzieć w parku i grać. I do tego posiedzieć jeszcze ze swoim chłopakiem.
     -W sumie to racja, ale pograć też bym chciała.
     -To we środę i w sobotę. Pasuje?
     -Pewnie! To chodźmy do kawiarni.
Jak powiedziała tak zrobiłyśmy. Po kilku minutach byłyśmy już w pobliskiej kawiarence. Usiadłyśmy przy stoliku i rozmawiałyśmy o głupotach. Oczywiście nie obyło się bez zamówienia. Po kilku godzinach plotkowania postanowiłyśmy się już zbierać, w końcu dochodziła prawie osiemnasta. Siedziałyśmy tam przez siedem godzin. Nieźle. Ponownie doszłyśmy do parku i rozstałyśmy się. Droga do hotelu minęła mi zadziwiająco szybko. Zmęczona weszłam do naszego apartamentu. Chłopaków nie było co wydało mi się dość dziwni. Może wyszli do jakiegoś klubu. Nie wnikam w szczegóły. Poczłapałam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, przytulając do poduszki. Po chwili zasnęłam.

Proszę o komentarze :)

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 25

          Jaskrawe promienie wdzierające się o pokoju skutecznie uniemożliwiały mi dalszy sen, więc ze zbolałą miną postanowiłam w końcu wstawać. Nie otwierając oczu przekręciłam się na drugi bok i uśmiechnęłam się sama do siebie. Pod dłońmi wyczułam czyjąś sylwetkę.
     -Hej kochanie-wymruczał chłopak i pocałował mnie lekko w policzek-Jak się spało?
     -Tak sobie-otworzyłam powoli oczy i przyglądałam mu się.
     -Tylko tak sobie-zrobił smutną minę.
     -Strasznie się wiercisz w nocy-zaśmiałam się cicho.
     -I tylko to? Ale poza tym było dobrze?
     -Całkiem, całkiem-ponownie zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko-Śniłeś mi się dziś-ponownie na niego spojrzałam. Louis uśmiechnął się łobuzersko.
     -No taki piękny chłopak-przeczesał z gracją potargane włosy palcami.
     -A jak ci powiem, że to był koszmar?
     -Na pewno nie-powiedział dumnie-Uśmiechałaś się przez sen. To znaczy, że to nie był koszmar.
     -To może miałam dwa sny. Jeden straszny koszmar o tobie, a później uroczy o...
     -Stop!-krzyknął-Nie chcę wiedzieć o kim śni moja dziewczyna jeżeli to nie jestem ja.
Zaśmiałam się cicho.
Ponownie miałam ten sam sen w który wszyscy braliśmy ślub, ale nareszcie zamiast wpychającego się na siłę Harrego był Louis. Pocałowałam go przelotnie wstając z łóżka.
     -Gdzie idziesz?-spytał odwracając się w moją stronę.
     -Na śniadanie oczywiście-podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę.
     -Chyba zrobić śniadanie-powiedział Louis jak byłam już na zewnątrz-Mi też zrób!
     -Ma dupa nogi?
     -No weź. Jestem twoim chłopakiem!-krzyknął z wyrzutem.
     -To nie znaczy, że muszę cię obsługiwać-przeszłam przez salon i weszłam do kuchni. Gzie ku mojemu nie zdziwieniu siedział Niall i zajadał się... Czymś tam.
     -Co jeść?-spytałam podchodząc do niego i patrząc na dziwną potrawę.
     -Cześć-powiedział z pełną buzią-Nie wiem. Leżało w lodówce więc sobie wziąłem-wzruszył ramionami.
     -Ja też chcę-podeszłam do przedmiotu i otworzyłam go. Rozejrzałam się i wyciągnęłam to samo co jadł chłopak. Usiadłam przy stole naprzeciwko niego i również zaczęłam jeść.
     -Czy ty i Louis...-powiedział nagle kiedy odkładałam talerz do zlewu-no wiesz.
     -Nie do końca. Mów jaśniej.
     -Jesteście razem?-spojrzał na mnie.
     -No tak-zarumieniłam się lekko.
     -To super!-uśmiechnął się-Wszystkiego najlepszego wam życzę.
Podszedł do mnie i przytulił.
     -Wreszcie znalazł sobie normalną dziewczynę.
     -Co to miało znaczyć " normalną "-usłyszeliśmy w drzwiach głos wspominanego chłopaka.
     -Eee...-zająkał się. Następnie podszedł do niego-Gratulacje-uścisnął go próbując wymigać się od odpowiedzi na pytanie.
Po chwili szatyn podszedł go mnie i pocałował. Usłyszałam za sobą jak Niall wzdycha teatralnie. Zaśmiałam się cicho.
     -Jak wy słodko razem wyglądacie-pisnął na co Louis podszedł do niego i palnął lekko w głowę, ale tego oczywiście zabolało.
     -Ja nie jestem słodki. Jestem mężczyzną-oburzył się.
Oboje z blondynem zaczęliśmy się śmiać. Po chwili do kuchni wparowało rodzeństwo i zaczęło się wydzierać, że są głodni. Wiedziałam, że ten stan spokojności nie będzie trwał wiecznie. Zaraz za nimi przyszedł Liam i wyciągnął dla nich to coś z lodówki. Dzieciaki zajęli się jedzeniem dzięki czemu przez chwilę była cisza. W między czasie przygotowałam mleko dla Rose i wyszłam z kuchni do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi w weszłam do pokoju potem ponowie ostrożnie je zamknęłam i Harry i dziewczynka jeszcze spali. Podeszłam do kołyski. Starałam się jak mogłam, ale niestety jak staram się najbardziej to zawsze musi to się skończyć źle. Tuż przed kołyską potknęłam się o jedną z zabawek małej i wylądowałam na ziemi z niemałym hukiem. I oczywiście obudziłam dziewczynkę która ku mojemu zdziwieniu nie płakała tylko zaczęła się. Jakby na dodatek ze mnie. Wstałam i odwróciłam się w stronę łóżka. Harry jak spał tak spał w najlepsze. Jego to normalnie z rana to nawet przelatujący obok niego helikopter to by nie obudził. Nachyliłam się nad kołyską i wyjęłam z niego małą. Podeszłam do łóżka i usiadłam na wolnej połowie i zaczęłam ją karmić. Jakoś w połowie posiłku chłopak zaczął się strasznie wiercić i po chwili przylgnął do moich pleców splatając ręce na brzuchu i wymamrotał.
     -Nikomu nie oddam mojego misia-zaśmiałam się cicho i nadal karmiła dziecko.
Dopiero kiedy skończyłam postanowiłam uwolnić się z uścisku. Odwróciłam się i położyłam Rose po drugiej stronie łózka z daleka od Harrego żeby jej przypadkiem nie pogniótł jak będę próbowała się uwolnić. Złapałam za jego ręce i powoli odczepiłam od brzucha, ale wymagało to nie lada wysiłku. Chłopak był naprawdę silny. Oczywiście od razu jak mnie puścił odwrócił się w stronę dziewczynki i przytulił ją ale o wiele lżej. Dziewczynka uśmiechnęła się i zaczęła bawić jego włosami. Wyglądali naprawdę słodko. Sięgnęłam po mój telefon, który leżał na biurku. Nie wiem skąd się tam wziął ponieważ jestem pewna, że chowałam go do torebki. Pewnie Harry coś tam ruszał. Jeszcze kiedyś tego pożałuje. Podeszłam bliżej i zrobiłam im zdjęcie. Ma dźwięk migawki chłopak mruknął lekko i zaczął powoli otwierać oczy. Normalnie, jak walnęłam o podłogę z wielkim hukiem nawet nie drgnął, a obudził go cichy dźwięk migawki. Zaśmiałam się sama do siebie.
     -Co?-mruknął zdezorientowany-Z czego...-poruszył się lekko-Z czego się śmiejesz?-spytał nieprzytomnym głosem.
     -Z niczego-podeszłam do łóżka odkładając telefon na szafkę nocną i zabrałam Rose-wstawaj Liam już śniadanie zrobił.
     -Jakie?
     -Nie wiem co to było, ale naprawdę nieźle mu wyszło.
     -Aha, OK-wymamrotał i dalej leżał powoli znowu zasypiając.
     -Harry!-krzyknęłam.
     -No co?-jęknął-Ciszej trochę. Chcę spać.
     -Wstawaj.
     -Zaraz-rozmawiał ze mną z zamkniętymi oczami.
     -A tak przy okzji. To czemu ruszałeś mój telefon?
     -Bo ci dzwonił-odpowiedział jakby to było oczywiste.
     -I ty musiałeś oczywiście odebrać?-prychnęłam.
     -Wtedy bym się nie dowiedział o co chodzi-uśmiechnął się.
     -Kto dzwonił?-podniosłam telefon i spojrzałam w listę połonczeń.
     -Twój brat.
     -I musiałeś rozmawiać z nim aż pół godziny? O czym wy tak nawijaliście?
     -Przede wszystkim o tobie-otworzył oczy i spojrzał na mnie.
     -A pytałeś się o zgodę.
     -Nie.Po co?
     -Boże widzisz i nie grzmisz-westchnęła zrezygnowana-I co się z tego dowiedziałeś.
Uśmiechnął się cwaniacko.
     -Wiele kompromitujących rzeczy związanych z twoim życiem. Jak twój brat się rozgada to nawija jak panienka.
     -Ty...-warknęłam-Masz nigdy nie odbierać więcej moich telefonów.
     -Spoko już wymieniliśmy się numerami, więc nie ma problemu-uśmiechnął się szerzej.
     -Kiedyś normalnie i legalnie cię zabiję. Obiecuję ci to.
     -Jak można zabić takiego pięknego chłopaka ja?
     -Masz za duże miemanie o sobie.
     -Wiem-wzruszył ramionami-Co ja na to poradzę, że jestem taki piękny.
     -Ta piękny od siedmiu boleści.
     -Zazdrościsz-zaczął poruszać brwiami w górę i dół.
     -Tobie? Nigdy.
     -Dobra, dobra i tak wiem swoje-położył się na plecach i włoży ręce pod głowę-Jak tam z Louisem?
     -Dobrze-odpowiedziałam z uśmiechem.
     -Tylko tyle?-spytał zdziwiony i odwrócił się na następny bok tyłem do mnie i ziewnął.
     -No właściwie to nie-zaśmiałam się nerwowo. Czego ja się tak stresuję?-Jesteśmy razem.
     -To super-powiedział z małym entuzjazmem jakby znowu zasypiał-Życzę szczęścia. Dobranoc.
     -Żadne dobranoc tylko wstawaj-krzyknęłam i pociągnęłam jedną ręką z kołdrę odkrywając go do pasa.
     -Daj mi pięć minut-jęknął.
     -OK, ale za pięć minut widzę cię w salonie-powiedziałam i wyszłam na zewnątrz z Rose.
Na kanapach siedzieli już pozostali członkowie zespołu Liam i Zayn zaczęli mi gratulować nowego i jak mają nadzieje lepszego związku. Usiedliśmy na kanapach i zaczęliśmy oglądać telewizje. Liam jakimś cudem wysłał dzieciaki do pakowania się. Nareszcie! Dziś wyjeżdżają! Normalnie mogłabym skakać ze szczęści, ale nie przystoi tak przy nich jeszcze wszystko opowiedzą Tyśce i będzie przesrane. Usiedliśmy z Louisem na jednej z kanap i obejmując się przyłączyliśmy się do reszty. Po godzinie oglądanie jakiegoś filmu, który nawet swoją drogą był ciekawy zauważyłam, że tego małego oszukańca jeszcze nie ma. Ale jestem spostrzegawcza. Szepnęłam do chłopaka, że zaraz wrócę i podałam mu Rose. Weszłam do mojego pokoju. No pięknie. Harry w najlepsze spał sobie wygodnie w łóżku. Co on sobie myśli, że będzie spał kiedy ja muszę zasuwać na nogach i pilnować tych bachorów, którzy akurat w tym momencie rozwalali jego pokój. To on ich tu zaprosi. Podeszłam do łóżka i ściągnęła kołdrę a następnie wzięłam jedną z poduszek i klapnęłam go w głowę. Jęknął i spojrzał na mnie z wyrzutem.
     -Za co to było?
     -I ty jeszcze się pytasz. Godzinę temu miałeś być w salonie. Ubieraj się! Musimy powynosić bagaże po za godzinę przyjeżdżają po tych diabłów.
     -Dobra, dobra-leniwie zwlekł się z łózka i stanął patrząc na mnie.
     -Na co czekasz?
     -Mogłabyś wyjść? Chyba, że wolisz popatrzeć.
     -Wyjdę-szybko opuściła pokój-Masz jedną minutkę.
Po kilku minutach wyszedł i zaczęliśmy powoli znosić bagaże na dół. Spakowałam rzeczy dziewczynki, a Zayn i Louis wynieśli kołyskę. Po czterdziestu minutach wszyscy byliśmy na dole i czekaliśmy na rodziców naszych małych, kochanych współlokatorów. Po około pięciu minutach nadjechali wielkim busem i wysiedli.
     -Witaj Bello-powiedział Tyśka i przytuliła mnie.
     -Cześć-uśmiechnęłam się.
     -Nie sprawiały wam problemu?
     -Nie było tak źle-zachichotałam.
     -Racja było koszmarnie-szepnął mi do uch Harry.
Następnie rodzice przywitali się ze swoimi dziećmi. Po kilku minutach w końcu pożegnaliśmy się i odjechali. Wszyscy wpatrywaliśmy się z wielkimi uśmiechami za odjeżdżającym busem i szczęśliwi wróciliśmy do naszego apartamentu. Ponownie rozłożyliśmy się na kanapach i włączyliśmy telewizor. Niall w między czasie zamówi kilka pizzy. Prawdę mówiąc to w ogóle nie oglądaliśmy tylko cały czas gadaliśmy o różnych pierdołach. Cieszyłam się jak nigdy, że w końcu odjechali.
     Około dwudziestej zaczęliśmy rozchodzić się do swoich pokoi. Kiedy tylko Harry wszedł do swojego to aż pisnął z przerażenia. Wszyscy zebraliśmy się przy jego drzwiach i zaczęliśmy się śmiać. Jego pokój to była po prostu porażka. Wszystko było porozrzucane we wszystkich możliwych kierunkach. Zlitowaliśmy się nad nim i pomogliśmy mu posprzątać, za co był nam dozgonnie wdzięczny i niestety musiał w nagrodę zrobić nam jutro na śniadanie gofry.
     Louis odprowadził mnie pod drzwi mojego pokoju.
     -Naprawdę nie chcesz spać dziś ze mną?-spytał smutno.
     -Co za dużo to nie zdrowo-uśmiechnęłam się do niego.
     -Ale...
     -Daj spokój do jutra wytrzymasz-pocałowałam go na dobranoc-Miłych snów.
     -Kolorowych ze mną w roli głównej-uśmiechnął się i pocałowaliśmy się jeszcze raz-Dobranoc.
Weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Przebrałam się w piżamą i wskoczyłam do łóżka zasypiając z wielkim uśmiechem na twarzy.