środa, 25 września 2013

Rozdział 1

          Obudził mnie głośny dżwięk mojego budzika. Wstałam leniwie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu 5:30. Spóźnię się. Szybko poderwałam się z łóżka. Założyłam ciemne dżinsy i czerwoną koszulę w fioletową kratkę, a na to czarny sweterek. Dostałam na wyjazd 1000 zł. Filip wziął moje bagaże i zaniósł je do samochodu. Szybko zjadłam śniadanie, pożegnałam się z Filipem chwyciłam torbę i pobiegłam z nim. Pojechaliśmy na umówione miejsce, czyli na szkolny parking. Prawie wszyscy już byli na miejscu. Włożyłam bagaże do autokaru, torbę przewiesiłam sobie przez ramie. Najpierw niestety trzeba było dojechać do Gdańska, ponieważ z tamtąd mamy samolot do Londynu. Czyli musimy przejechać prawie cała Polskę. W jednym z trójmiast byliśmy o 21:00. Czyli samolotem mieliśmy lecieć w nocy. Super. Kocham patrzeć w gwiazdy. Muszę usiąść pod oknem. Musieliśmy jeszcze czekać, ponieważ nasz samolot jeszcze nie doleciał. Po godzinie wsiedliśmy do niego. Okazało się, że musiał po kogoś tam zalecieć. Wnętrze nie pierwsza klasa, ale może być. Usiadłyśmy z Olą w dwuosobowych fotelach. Za nami siedział jakiś facet, dość gruby, ze swoją żoną. Chyba. A przed nami Daria. Rozsiadłam się wygodnie na swoim miejscu. Torbę położyłam na ziemi i wyjrzałam przez okno. Widok zapierał dech w piersiach. Ciemność spowita milionem małych światełek. Lecieliśmy już dobrą godzinę. Facet za nami nie wyglądał za dobrze. Postanowiłam się trochę odświeżyć, więc wzięłam torbę i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam Ola siedziała z Darią. Nasze siedzenia były całe w wymiocinach. To znaczy tylko moje. Okazało się, że mężczyzna za nami zwymiotował. W przedziale nie było wolnych miejsc, więc stewardessa zaprowadziła mnie do innego. Był o stokroć ładniejszy od naszego i chyba o tyle samo nudniejszy. Cicho jak w grobie. Wszyscy byli wystrojeni, aby w trzech podwójnych miejscach siedziało pięć osób w okularach wszystkie. I na dodatek niektórzy mieli, a to czapki, szaliki, kaptury i co jeszcze. Podeszłam do wolnej miejscówki. Jak na złość nie była od okna. Obok siedział jakiś koleś. Miał na oczach okulary, na głowę zarzucony kaptur bluzy i był zakryty apaszką po czubek nosa. Szturchnęłam go. Nic. Chyba śpi
     -Ej. Śpisz?-nic-Jak nie śpisz to zamień się na miejsca.
Muszę przyznać, że ma mocny sen, bo powiedziałam to dość głośno.Trudno. 
      -Idiota.
Usiadłam na wolnym miejscu. Wyjęłam z torby IPoda, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam album Katy Perry. Całkiem nieźle śpiewa. Nie wiem kiedy usnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz