piątek, 27 września 2013

Rozdział 3

          Kiedy się obudziłam było późno w nocy. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 1:17. W tym samym momencie głośno zaburczało mi w brzuchu.
     -Muszę coś zjeść-stwierdziłam wstając z łóżka.
Ruszyłam przed siebie, nagle potknęłam się o coś i upadłam na ziemię.
     -Co jest?-wymacałam ręką. Mój bagaż-Co on tu robi? Pewnie ci idioci go przynieśli. I postawili na środku pokoju-wstałam i otworzyłam drzwi.
W salonie było strasznie ciemno. Rozłożyłam ręce i szłam na oślep w stronę kuchni. Mniejwięcej wiedziałam gdzie się znajduje. Kiedy byłam już obok drzwi nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Tu też panowały grobowe ciemności. A w oddali było słychać takjakby mlaskanie. Wyjęłam z kiszeni telefon i włączyłam w nim latarkę. Poświeciłam przed siebie.
     -Matko-krzyknęłam przerażona cofając się o krok.
     -Wybacz nie chciałem cię przestraszyć-usłyszałam chłopięcy głos, zniekształcony poprzez mówienie z pełną buzią.
     -Nieszkodzi, ale dlaczego siedzisz tu ze zgaszonym światłem?-spytałam trochę tym zdziwiona.
     -Lubię tak-oznajmił biorąc gryza kanapki.
     -Spoko-uśmiechnęłam się do niego, nie widziałam dokładnie jak wygląda, ale w bladym świetle latarki zauważyłam, że ma blond włosy. Podeszłam do szafki-Macie płatki i mleko?
     -Pewnie-wstał z miejsca podchodząc do jednej z szafek otwierając ją-Na jakie masz ochotę?-spytał spoglądając na mnie z uśmiechem.
     -Na kulki czekoladowe-odpowiedziałam bez namysłu. On szybko wyjął je z szafki i postawił na stole. Następnie wyjął z lodówki mleko.
     -Zimne czy gorące?-spytał machając nim na boki.
     -Gorące-stwierdziłam z uśmiechem
Chłopak wyjął z szafki garnek i wlał do niego sporą ilość mleka. Następnie włączył gaz. Ponowie podszedł do szafki i wyjął z niej dwie miski, które następnie postawił na stole. Po chwili sam przy nim usiadł. Ja też.
     -Sobie też robisz?-spytałam.
     -Pewnie-wyszczerzył zęby w uśmiechu.
     -A po takiej dawce kanapek, jak dołożysz do tego płatki to nie pęknie ci brzuch?-on tylko westchnął.
     -Mówisz tak jak Liam-stwierdził.
     -Kto?-spytałam, marszcząc lekko brwi.
     -Liam. Nie znasz go?-spytał ze zdziwieniem.
     -No teraz takjakby znam-stwierdziłam obojętnie.
     -Nie rozumiem-podsumował. Oparł łokcie o stół a głowę położył na dłoniach.
     -Wiem, że to na pewno nie ty i niejaki Lułis-blondyn uśmiechnął się.
     -Louis-poprawił mnie.
     -Właśnie. Ciota Louis.
     -Dlaczego ciota-dotknęłam palcem wskazującym czoła i poświeciłam tam latarką.
     -To ty jesteś tą dziewczyną z lotniska?-spytał blondyn z coraz większym uśmiechem na ustach-To ja już wiem dlaczego Louis miał taką minę kiedy z Harrym zanosili ci walizki.
     -Przecież napisałam, że on ma do mojego pokoju wstęp wzbroniony-zezłościłam się trochę. Trochę. Trochę to mało powiedziane.
     -Na takiej białej z niebieskimi wzorkami?-spytał.
     -Tak-spojrzałam na niego.
     -To Lou wyrzucił ją do kosza. Mamrocząc coś, że nawet nie umiesz sobie dobrze jego imienia z czoła przepisać-zaśmiał się.
     -To niech on pisze wyraźniej. Idiota-pokręciłam głową. Mój wzrok zatrzymał się na kipiącym mleku-Mleko!-krzyknęłam.
     -Co?-blondyn zmarszczył brwi.
     -Wyłącz mleko. Szybko!-chłopak podbiegł do kuchenki i wyłączył gaz.
     - Kurczę-powiedział-Harry mnie zabije jak to zobaczy-zrobił zbitą minę.
     -Spokojnie. Ja cię uratuję-uśmiechnęłam się do niego.
     -Dziękuję!-uścisną mnie mocno-No to możemy jeść.
     -Pewnie.
Usiadłam do stołu i wsypałam nam płatków, a chłopak zalał je mlekiem. Zjedliśmy nadal ze sobą wesoło rozmawiając. Chłopak opowiadał dowcipy,wygłupiając się przy tym. Gadaliśmy tak z pół godzimy. Wydawał się być miły. Mam nadzieję, że reszta też taka jest.
     -Zupełnie zapomniałem-uderzył się otwartą dłonią w czoło-Jak masz na inię?
     -Izabell Green. Ale znajomi mówią na mnie Bella-uśmiechnęłam się-A ty?-spytałam po chwili.
     -Niall. Niall Horan-podał mi rękę-Miło mi cię poznać-puścił mi oczko.
     -Mi też panie Niallu, ale niestety musimy się już pożegnać-mówiąc ostatnie słowo ziewnęłam.
     -Czy szanowna pani życzy sobie żebym odprowadził ją do łóżka?-uśmiechnął się zadziornie.
     -Jeśli to nie będzie kłopot dla wielkiej gwiazdy.
     -Gwiazdy to są na niebie. I na dodatek nie ą takie wielkie. A ja jestem Niall-oburzył się.
     -A więc Niall. Jakbyś nie wiedział to gwiazdy są ogromne-puknęłam go palcem w czoło.
     -Dobra, dobra. I tak wiem swoje-wyciągnął do mnie rękę-Idziemy?
Chwyciłam ją gustownie i z zadartymi nosami ruszyliśmy w stronę pokoi. Telefonem oświetlałam nam drogę, żebyśmy na coś przypadkiem nie wpadli. Pożegnałam się z Niallem przed jego pokojem, a sama poszłam do swojego. Zdjęłam ubranie i założyłam dość krótką bluzkę, którą uprzednio wyciągnęłam z garderoby i krótkie spodenki na sznureczku. Zdjęłam z łóżka narzutę kładąc na podłogę i wsunęłam się pod ciepłą kołdrę. Usnęłam chyba szybciej niż się położyłam.

Informacja

Właśnie dodałam mojego bloga do fanfiction. Ciekawe co z tego wyniknie?

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 2

          Obudził mnie głos stewardessy, która oznajmiła, że należy zapiąć pasy ponieważ zaraz będziemy lądować. Otworzyłam oczy. Mojego towarzysza nie było. Wszystko było dość ciemne. Podniosłam rękę do twarzy i zdjęłam z niej okulary. Skąd one są? Przecież moje są w torbie. Rozejrzałam się po samolocie. Nie było w nim większej połowy osób, w tym tych pięciu tajemniczych gości. Pewnie te okulary należą do jednego z nich. Może jak kiedyś ich spotkam to mu oddam. Tak, tylko ciekawe jak ich rozpoznam? Wylądowaliśmy. Wziełam moją torbę i skierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach zauważyłam resztę klasy. Podeszłam do nich, a oni zaczęli się śmiać.
     -O co chodzi?-spytałam zdziwiona.
Oni pokręcili przecząco głowami, nadal się śmiejąc. Nie zwracając na nich uwagi wyszłam z samolotu. Drogę do hotelu mieliśmy pokonywać tymi słynnymi, czerwonymi, Londyńskimi autobusami. Ale zanim wyszliśmy z lotniska to minęły ze dwie godziny, ale w końcu się udało. Wsiedliśmy do pojazdów. Zajęłam miejsce na górze w samym końcu w rogu. Odwróciłam się i oglądałam panoramę miasta. Pogoda była bardzo dopisująca. Świeciło słońce i wiał ciepły wiatr. Jechaliśmy już godzinę. Nagle dziewczyny zaczęły głośno piszczeć. Odwróciłam się w ich stronę. Na ich twarzach widniały wielkie uśmiechy. Po chwili autokar stanął, a one wybiegły z niego jak oszalałe w kierunku chyba największego i najpiękniejszego budynku jaki w życiu widziałam. Pod bramą stała bardzo duża grupa dziewczyn naokoło jakiś kolesi. Rozejrzałam się po autobusie. Byłam sama. Ponownie spojrzałam w stronę rozwrzeszczanego tłumu. Jeden z chłopaków gapił się w moją stronę. Kiedy zobaczył moją twarz uśmiechnął się łobuzersko i przystawił wskazujący palec do czoła. Co za palant. Założyłam ręce na piersi i odwróciłam się z oburzoną miną. Postanowiłam, że sama pójdę do naszego hotelu, był jakieś piętnaście piętnaście metrów w tond. Ale wychowawcy jak to wychowawcy. Jeden musiał iść ze mną. Po pięciu minutach drogi byliśmy na miejscu. Otworzyłam drzwi i weszłam. Od razu podbiegła do mnie jakaś młoda dziewczyna i złapała moje dłonie gratulując. Podobno wygrałam jakiś konkurs autograficzny. 
     -Zaraz, zaraz-przerwałam potok jej słów-Powtórz od nowa, bo nic nie zrozumiałam-spojrzałam na nią
     -A więc-zaczęła-wygrałaś konkurs. Jesteś tysięczną osobą, która przyszła do tego hotelu z autografem.
     -Jaki autograf?-spytałam zdziwiona. Dziewczyna wskazującym palcem napisała coś na moim czole.
     -Autograf Louisa z One Direction-uśmiechnęła się.
     -Co?-ja go nawet nigdy nie spotkałam-Jaki autograf. Nigdy w życiu kolesia na oczy nie spotkałam.
Dziewczyna zaśmiała się i wyjęła z kieszeni lusterko podając mi je. Spojrzałam w przedmiot i usta momentalnie mi się otworzyły. Na czole miałam coś napisane czarnym markerem.
     -Zabiję drania!-krzyknęłam-To pewnie ten głupek z samolotu. Gdzie jest to całe One Direction?-zwróciłam się do dziewczyny-Nie daruję mu tego. Tak mnie upokorzyć.
     -Spokojnie. Zajmiesz się tym później. Będziesz miała na to cały pobyt tu. Jeśli oczywiście przyjmiesz nagrodę.
     -A co to za nagroda?
     -Pobyt w sześciogwiazdkowym hotelu z One Direction.
     -No to dziękuję, ale nie skorzystam. Nie lubię ich.
     -Dlaczego?-spytała zdziwiona.
     -Bo to głupki-oświadczyłam-I nie zamierzam spędzać z nimi całego pobytu tu.
     -Ale to tylko przyjemność spędzać z nimi czas.
     -Nie dla mnie.
     -Proszę, taka okazja więcej się nie powtórzy. A ja ich tak lubię. Jak się nie zgodzisz, to oni jutro wyjadą-powiedziała smutno, a w oczach miała łzy.
     -No dobra-westchnęłam. Moją wielką wadą jest to, że nie mogę znieść jak ludzie są smutni.
     -Dziękuję-przytuliła mnie-Jesteś super.
     -Ale tylko pod warunkiem, że przekonasz moją wychowawczynię-uśmiechnęłam się. Wątpię żeby się zgodziła więc...
     -Reszta się już tym zajeła i masz zgodę-uśmiechnęła się szeroko.
     -Serio?-nie mogłam w to uwierzyć
     -Tak chodź-pociągnęła mnie za sobą w stronę drzwi wyjściowych.
     - Poczekaj chwilę-powiedziałam wyrywając rękę z jej uścisku. Wyjęłam z torby dużą dżokejkę i założyłam na głowę zakrywając czoło. Wyszłyśmy z hotelu udając się do drugiego. Był wielki i piękny. Przekraczając próg, zaparło mi dech w piersiach. Ściany były pomalowane na wyrazisty czerwony kolor ze złotymi wzorami. Podeszłyśmy do brązowego blatu przy którym stała około trzydziestoletnia kobieta. Pogratulowała mi wygranej i podała kartę do pokoju mojej towarzyszce. Ruszyłyśmy w stronę windy, która przyjechała po wciśnięciu czerwonego guzika. Następnie zawiozła nas na szesnaste piętro. Wysoko. Wysiadłyśmy i skierowałyśmy się pod drzwi z numerkiem 1654. Kiedy moja towarzyszka otworzyła drzwi normalnie już się dusiłam.. Stanęłam w progu i podziwiałam salon, był śliczny. Białe ściany idealnie kontrastowały z ciemno brązowymi meblami. Na środku pokoju stała wielka kanapa skierowana w stronę ogromnej plazmy, a pomiędzy nimi stał średniej wielkości szklany stolik. Obok telewizora stała szafko  z ogromną ilością płyt.
     -Chodź pokarzę ci twój pokój-usłyszałam głos dziewczyny z drugiej strony pokoju. Posłusznie za nią poszłam. Weszłam do małego korytażyka połączonego z salonem. Było tam sześć par drzwi. Blondynka zaprowadziła mnie pod ostatnie i otworzyła je na oścież. Moim oczom ukazał się przepiękny pokój o zielonych ścianach. Podłoga była zrobiona z paneli, na niej był zielony dywan w białe koła, półkoła i inne kształty. Na  środki pokoju było wielkie kremowe łoże z białą pościelą i zieloną narzutą, nad którym było okno. Zwisały na nim dwie śnieżnobiałe firanki. Po obu stronach łóżka były dwie małe, brązowe szafki nocne ze srebrnymi lampkami, a w rogu niewielki drewniany stolik z czterema krzesłami. Po prostu było tu obłędnie, przepiękni. W moim guście.
     -Podoba ci się-ułyszałam za sobą głos dziewczyny.
     -Jest śliczny-wymamrotałam.
     -A to jeszcze nie koniec-spojrzałam na nią wyczekującym wzrokiem. Podeszła do ściany, nacisnęła, a ta rozsunęła się ukazując ogromną przestrzeń wypełnioną po brzegi ciuchami.
     -Wow-to jedyne co z siebie wydałam. Blondynka zaśmiała się-A gdzie jest łazienka?-podeszła do ściany naprzeciwko i zrobiła to samo. Łazienka była wspaniała, w niebieskim kolorze. Prysznic, wanna... Było tam wszystko-A gdzie prowadzą te pozostałe drzwi na zewnątrz-spytałam ciekawa odpowiedzi.
     -Tam są pokoje chłopaków
     -Co!? Nic nie mówiłaś, że będę mieszkać z nimi w jednym domu.
     -Nie przesadzaj-mruknęła-Rozgość się. Ja idę do pracy-powiedziała wychodząc z pokoju.
     -Czekaj-krzyknęłam za nią-Moje bagaże zostały w autokarze. Muszę po nie pójść.
     -Spoko-oznajmiła-poproszę chłopaków żeby ci je po drodze przynieśli-puściła mi oczko i wyszła. Skierowałam się z powrotem do pokoju. Wyjęłam z torby notes i długopis. Następnie napisałam na kartce
     ,, Nie wchodzić. Tylko mój bagażysta. Obojętnie kto tylko nie Lułis. Zrozumiano!?"
Następnie przykleiłam ją do mich drzwi. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy i po chwili usnęłam.

środa, 25 września 2013

Rozdział 1

          Obudził mnie głośny dżwięk mojego budzika. Wstałam leniwie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu 5:30. Spóźnię się. Szybko poderwałam się z łóżka. Założyłam ciemne dżinsy i czerwoną koszulę w fioletową kratkę, a na to czarny sweterek. Dostałam na wyjazd 1000 zł. Filip wziął moje bagaże i zaniósł je do samochodu. Szybko zjadłam śniadanie, pożegnałam się z Filipem chwyciłam torbę i pobiegłam z nim. Pojechaliśmy na umówione miejsce, czyli na szkolny parking. Prawie wszyscy już byli na miejscu. Włożyłam bagaże do autokaru, torbę przewiesiłam sobie przez ramie. Najpierw niestety trzeba było dojechać do Gdańska, ponieważ z tamtąd mamy samolot do Londynu. Czyli musimy przejechać prawie cała Polskę. W jednym z trójmiast byliśmy o 21:00. Czyli samolotem mieliśmy lecieć w nocy. Super. Kocham patrzeć w gwiazdy. Muszę usiąść pod oknem. Musieliśmy jeszcze czekać, ponieważ nasz samolot jeszcze nie doleciał. Po godzinie wsiedliśmy do niego. Okazało się, że musiał po kogoś tam zalecieć. Wnętrze nie pierwsza klasa, ale może być. Usiadłyśmy z Olą w dwuosobowych fotelach. Za nami siedział jakiś facet, dość gruby, ze swoją żoną. Chyba. A przed nami Daria. Rozsiadłam się wygodnie na swoim miejscu. Torbę położyłam na ziemi i wyjrzałam przez okno. Widok zapierał dech w piersiach. Ciemność spowita milionem małych światełek. Lecieliśmy już dobrą godzinę. Facet za nami nie wyglądał za dobrze. Postanowiłam się trochę odświeżyć, więc wzięłam torbę i poszłam do łazienki. Kiedy wróciłam Ola siedziała z Darią. Nasze siedzenia były całe w wymiocinach. To znaczy tylko moje. Okazało się, że mężczyzna za nami zwymiotował. W przedziale nie było wolnych miejsc, więc stewardessa zaprowadziła mnie do innego. Był o stokroć ładniejszy od naszego i chyba o tyle samo nudniejszy. Cicho jak w grobie. Wszyscy byli wystrojeni, aby w trzech podwójnych miejscach siedziało pięć osób w okularach wszystkie. I na dodatek niektórzy mieli, a to czapki, szaliki, kaptury i co jeszcze. Podeszłam do wolnej miejscówki. Jak na złość nie była od okna. Obok siedział jakiś koleś. Miał na oczach okulary, na głowę zarzucony kaptur bluzy i był zakryty apaszką po czubek nosa. Szturchnęłam go. Nic. Chyba śpi
     -Ej. Śpisz?-nic-Jak nie śpisz to zamień się na miejsca.
Muszę przyznać, że ma mocny sen, bo powiedziałam to dość głośno.Trudno. 
      -Idiota.
Usiadłam na wolnym miejscu. Wyjęłam z torby IPoda, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam album Katy Perry. Całkiem nieźle śpiewa. Nie wiem kiedy usnęłam.

Prolog


          Hej. Może zacznę od przedstawienia się. A więc nazywam się Izabell (Bella) Green. Chodzę do trzeciej klasy gimnazjum i mam siedemnaście lat, urodziłam się piątego lutego . Mieszkam ze starszym, dwudziestojedno letnim bratem Filipem, ponieważ nasi rodzice pięć lat temu zginęli w wypadku samochodowym. Uwielbiam podróżować, chodź nie byłam dalej niż u ciotki z jakieś sto kilometrów z tond. Ale to co i tak to uwielbiam. Mam dwie przyjaciółki, Alex i Cleo. Kocham rysować, grać na gitarze, śpiewać i najbardziej spacerować podczas deszczu, nieważne czy to mała mżawka czy ulewa. Nienawidzę rano wstawać, mogłabym spać do południa.
          Jak wyglądam? Mam brązowe jasne włosy, ścieniowane, sięgające do łokci. Brązowe oczy, ale zawsze marzyłam o zielonych. Nie jestem ani za gruba, ani chuda, taka w sam raz. Średniego wzrostu. I to chyba tyle. Więc zaczynajmy.
          Jak już wiecie w tym roku kończę trzecią klasę gimnazjum, nieźle, nareszcie. Jest nas trzy klasy. Razem około 60 osób. A więc okazało się, że całe trzecie gimnazjum obowiązkowo i bezpłatnie leci do Londynu na cały miesiąc, aż do zakończenia roku szkolnego. Super zawsze chciałam wyjechać do Anglii. Dobrze, że umiem perfekcyjnie angielski. Nie to co niektóre głąby od nas z klasy. Ale co tam. Mogli się uczyć. Nie mogę się już doczekać. Poznam nowych ludzi, a nie ciągle siedzieć w domu przed telewizorem. Kocham podróże, ale to też już wiecie. I latanie samolotem. Chociaż jeszcze nigdy nie leciałam, ale zawsze chciałam. Jak wychowawczyni ogłosiła tą wiadomość, normalnie cała klasa skakała ze szczęścia. Wyjeżdżamy za tydzień w poniedziałek. 
     -Super! Już nie mogę się doczekać.
     -Może spotkamy jakiś fajnych chłopaków.
     -No co ty... Na pewno!
Przekrzykiwali się jedna przez drugą.
     -Prawda Bel?-spytała się Ola.
     -E tam. Ja wole pozwiedzać-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Jakoś na razie jeszcze nie interesowali mnie chłopcy i mam nadzieję, że nie prędko się to zmieni. Jeszcze się dobrze nie wyszalałam, żeby się zakochiwać i spędzać czas na wzdychaniu do zdjęć.
     -Oj. Ty to się nie znasz-skomentowała Natalia.
     -Ja po prostu mam trochę rozsądku w głowie. W Polsce też są chłopaki.
     -Ale nie tacy jak tam-rozmarzyła się Magda.
     -To jacy tam są?-spytałam z sarkazmem.
     -One Direction!-krzyknęła druga Magda.
     -Że kto, przepraszam bo nie dosłyszałam?
     -Będą mieszkali obok naszego hotelu-powiedziała kładąc na ławce czasopismo i pokazując na piękny hotel.
     -Od poniedziałku do końca wakacji-dodała Patrycja.
     -Super!-krzyknęła Agnieszka.
     -Musimy ich poderwać-stwierdziła Anka.
     -W końcu który chłopak oprze się tak pięknym dziewczyną jak my-zaśmiała się Magda robiąc dziwną pozę.
     -Kto to One Direction-spytałam ponownie, a one spojrzały na mnie z politowaniem.
     -One Direction to najsłynniejszy boysband na świecie, w skład którego wchodzą Harry, Liam, Zayn, Niall i Louis...-zaczęły mi o nich opowiadać. A ja słuchałam jednym uchem, a drugim mi wylatywało. Zresztą komu chciało by się słuchać o czymś co go nie interesuje. To co chciałam wiedzieć, wiedziałam. Byli zespołem. Żeby nie sprawić mi przykrości to trochę o nich zapamiętałam. Nazywają się One Direction. Lekcje dobiegły końca. Nareszcie. Wróciłam do domu. Filipa nie było, pewnie łaził gdzieś z kumplami jak to on, więc w domu było cicho. Postanowiłam zadzwonić do brata i opowiedzieć mu o tym co się wydarzyło. Oczywiście od razu się zgodził, a kto by się nie zgodził.
          Tydzień miął szybko. Jest niedziela po południu. Postanowiłam się wreszcie spakować. Nienawidzę tego. Oto jedyny minus podróżowanie. No może znajdę jeszcze kilka później. Skoro wyjeżdżamy na miesiąc to trzeba tego trochę wziąć. Zaczęłam powoli pakować pierwszą torbę. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju, po chwili stanęła w nich Alex. Przywitałyśmy się mocnym uściskiem. przyjaciółka uratowała mnie z opresji. Zaproponowała, że pomoże mi się pakować. Po około trzech godzinach w rogu mojego pokoju stały trzy wielkie torby wypchane po brzegi ciuchami i innymi pierdołami. Obok nich stała moja gitara szkoda, że nie mogę jej zabrać ze sobą. Kochałam na niej grać. Trudno. Jakoś wytrzymam. Do torby podręcznej spakowałam telefon, MP3,okulary przeciwsłoneczne, chusteczki, różnego rodzaju kremy i inne takie tam. Pożegnałam się z Alex. Wzięłam długi prysznic i położyłam się. Muszę się wyspać skoro jutro mam być gotowa na szóstą. Katastrofa. Po niecałych dziesięciu minutach spałam już smacznie w ciepłej pościeli.

Ciekawostka

 Akcja opowiadania dzieje się jeszcze przed wydaniem drugiej płyty chłopaków. Dokładnie wszystko zaczyna się 23 maja. W moim opowiadaniu chłopcy zaczęli swoją karierę rok wcześniej, niż w rzeczywistości.

wtorek, 24 września 2013

Siemka


Witam na moim blogu.

 Hej jest to mój pierwszy blog, więc postarajcie się go jakoś przetrwać. Postaram się dodawać posty w miarę szybko, ale niczego nie obiecuje. Jest to blog w pełni stworzony w mojej głowie, będzie opowiadał, oczywiście fikcyjną, historię o One Direction. Man nadzieję, że wam się spodoba.

                                                                   Pozdrawiam wszystkich czytających.